Po ponad ośmiu latach i 138 konkursach Andreas Stjernen w końcu doczekał się swojego pierwszego triumfu w Pucharze Świata - wyliczyły skrzętnie norweskie media...
- To niesamowity dzień. Byłem bardzo zdenerwowany, gdy usłyszałem, że Tande skoczył daleko. Denerwowałem się również po tym, jak wylądowałem. Ale na szczęście zobaczyłem przy swoim nazwisku jedynkę - powiedział zaraz po zakończeniu zawodów Stjernen. - Sam jeszcze nie wiem, co teraz czuję, tak jak gdybym jeszcze nie wylądował. To niezwykle wspaniałe odnieść swoje pierwsze zwycięstwo - dodał.

Tym samym Andreas Stjernen dorównał swojemu tacie Hroarowi, który triumfował w konkursie Pucharu Świata w Bischofshofen w 1985 roku. 29-latek zwyciężył, pokonując Tande o 2,5 punktu, dzięki skokom na odległość 229 i 226 metrów.

- Przebyłem długą drogę, ale dodatkowo jestem na podium ze swoim rodakiem, to wspaniałe. Mamy technikę, która świetnie sprawdza się w lotach narciarskich, tak jest również w tym roku. Z niecierpliwością czekam na jutro i mistrzostwa świata w przyszłym tygodniu - podsumował Stjernen.

Z postawy swoich podopiecznych zadowolony był oczywiście trener reprezentacji Norwegii.

- To było niesamowite widzieć, jak Andreas wykonuje dwa bardzo dobre skoki. Oczywiście byłem podekscytowany przed jego skokiem, ale poradził sobie niezwykle dobrze. Presja była na jego barkach, a on to udźwignął - stwierdził Stöckl.

Szkoleniowiec zauważa, że w tym sezonie Stjernen - po tym, jak latem został ojcem - bardzo dojrzał.

- Teraz jest dorosły, ma rodzinę i dziecko. Jest bardziej świadomy tego, co i jak robi oraz jak wykorzystuje swój czas - wyjaśniał Austriak.