Wielu twierdziło, że polscy skoczkowie nie należą do najlepszych lotników. Wczoraj nasi reprezentanci pokazali jednak, że w wysokiej formie liczą się również na mamucich obiektach...
Trzech spośród czterech naszych reprezentantów poprawiało wczoraj swoje rekordy życiowe - Piotr Żyła, Maciej Kot i Kamil Stoch mają już na swoim koncie loty za 240. metr. Ten pierwszy dwukrotnie bił również rekord Polski..

- Ciężko cokolwiek powiedzieć. To coś pięknego. Ostatni skok nieco spóźniłem, nie do końca się udał, ale i tak jestem zadowolony z dzisiejszego dnia - mówił Żyła, który w pierwszej serii konkursowej uzyskał 245,5 metra.

Niewiele bliżej - na odległość 244,5 metra - poleciał Maciej Kot. Zakopiańczyk otwarcie przyznaje, że nieco spanikował:

- Do 3/4 odległości skok sprawiał mi wiele radości, później był jeden wielki strach. Mogłem polecieć trochę dalej, ale włączył się automatyzm i zacząłem myśleć o bezpieczeństwie, bo wysokość była naprawdę duża. Gdybym drugi raz miał oddać taki skok, to wiedziałbym, co robić. W pewnym momencie to jest taki skok w nieznane - 230 metrów już było, ale gdy leci się dalej, człowiek nie do końca potrafi sobie wyobrazić, jak to jest. Włączył mi się automatyzm, odpuściłem ze względu na bezpieczeństwo - to nie była moja przemyślana decyzja, bo wszystko dzieje się bardzo szybko. Wiem jednak, że gdybym drugi raz miał tę samą wysokość i prędkość, już bym nie odpuścił - tłumaczył Kot. - Jestem zadowolony z jakości tych skoków. Czuję odległości w nogach, bo lądowanie za 240. metrem daje popalić, teraz trzeba się zregenerować w kolejnym konkursie.

Zupełne inne odczucia podczas lotu na 243. metr miał Kamil Stoch:

- Nie było strachu. Trochę się przeląkłem zaraz pod odbiciu, bo znowu zaczęło mnie trochę rotować. Jednak zacisnąłem zęby i powiedziałem sobie: nie tym razem! I poszło! - cieszył się zawodnik z Zębu. - Wszystkie skoki, jakie tu oddałem, były dobre. Dziś każdy z nas zrobił, co należało, i czerpał radość ze skakania. Chyba nikt nie myślał o zwycięstwie czy pokonaniu kogoś, a o tym, żeby jak najdalej lecieć.

Życiówki wczoraj nie poprawił jedynie Dawid Kubacki. On również był jednak uśmiechnięty po konkursie - a nie można wykluczyć, że wkrótce dołączy do kolegów z reprezentacji...

- Miałem bardzo proste zadanie - zrobić kolejny mały kroczek do lepszej dyspozycji. To wykonałem bez napalania się na rekordy. Jeszcze mam szansę w niedzielę i w Planicy... - zakończył.