Walter Hofer urodził się 25 lutego 1955 roku w małej miejscowości w Austriackich Alpach. 17-letnia matka nadała mu imię Johann. Z uwagi na młody wiek matki, wychowywali go głównie dziadkowie, którzy nazywali go imieniem Walter. Jako, że pochodził z biednej rodziny, od młodzika musiał ciężko pracować, aby pomóc najbliższym. Tylko dzięki swojemu dziadkowi, który zobaczył w nim niesamowity potencjał intelektualny, otrzymał edukację. Dziś, już od 12 lat sprawuje funkcję dyrektora cyklu Pucharu Świata w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). Oto kilka pytań, jakie zadała Hoferowi jedna z naszych współpracowniczek - Katarina Sverre.
Katarina Sverre (SNC): W minionym sezonie wprowadzono sporo nowych zasad, zwłaszcza dotyczących sprzętu narciarskiego zawodników. Czy podczas ich wdrażania nie napotkano na żadne problemy? Jak aktualnie przedstawia się sprawa szczegółowych specyfikacji odnośnie sprzętu w skokach narciarskich?

Walter Hofer: Szczerze mówiąc, zmian jako takich nie wprowadzaliśmy. Zmodyfikowano jedynie kilka ustaleń dotyczących kombinezonów. Te zmiany były konieczne, gdyż dzięki nim skoczkowie mogą uzyskać trochę większe prędkości na rozbiegu i mają bardziej zrównoważoną parabolę lotu. Zmniejszyły się również różnice w odległościach uzyskiwanych przez różnych zawodników, kładziemy także większy nacisk na fazę lądowania.

SNC: Początek sezonu nie należał do najlepszych. Był bardzo nerwowy, pogoda utrudniała przeprowadzanie konkursów, a wiele Pańskich decyzji zostało poddanych miażdżącej krytyce. Jakie jest Pana stanowisko w świetle wszystkich czynionych Panu zarzutów?

W.H.: Jestem tylko członkiem czteroosobowej grupy odpowiedzialnej za wszelkie decyzje związane z przebiegiem konkursu. Co prawda ostatnie zdanie zawsze należy do mnie, ale opieram swoje decyzje na rzetelnych informacjach i działam w sposób zgodny z procedurami. Więc jestem w stanie wybronić swoje racje i powody podejmowania takiej, a nie innej decyzji.

SNC: Ostatnio głośno jest (zwłaszcza w Skandynawii) o sprawie dotyczącej kobiecych skoków narciarskich. Czy decyzja FIS'u, aby nie dopuszczać kobiet do startów na skoczniach większych niż K-90 będzie obowiązywać? Jaka jest ogólna wizja skoków kobiecych w oczach FIS'u, czy można liczyć na jakąkolwiek popularyzację tej dyscypliny sportowej w najbliższym czasie?

W.H.: Ja w całej tej sprawie nie widzę żadnych większych problemów. Dyskusja, która rozgorzała wokół tematu, była oparta na niepełnych lub wykluczających się wzajemnie informacjach, co wywołało zbyt duże napięcie emocjonalne i nerwowy nastrój wśród wszystkich związanych z tą sprawą. Tymczasem FIS przygotowuje właśnie projekt, który zagwarantuje właściwy rozwój kobiecym skokom narciarskim. Nadal największym problemem jest zbyt mała liczba kobiet uprawiających skoki, które mogłyby startować regularnie w zawodach rangi międzynarodowej. Dla przykładu, podczas Mistrzostw Juniorów w Stryn, były obecne jedynie dwie drużyny młodych zawodniczek. FIS ma jednak zamiar wprowadzić w następnym sezonie serię konkursów Pucharu Kontynentalnego, liczę na to, że na kongresie pomysł ten uzyska aprobatę, a wtedy krok po kroku będzie można pracować nad rozwojem zawodniczek w tej dyscyplinie. Istotne jest też, żeby popularyzowano kobiece skoki również na poziomie narodowych związków narciarskich, bo to od nich w dużej mierze zależy poziom treningowy oraz wielkość zainteresowania dyscypliną wśród młodych dziewcząt. Trzeba pracować "u podstaw", a o tym wielokrotnie się zapomina, obwiniając za wszystko FIS.

SNC: Pracuje Pan dla FIS'u już od 12 lat. To dość długi staż w zawodzie, czy nie czuje się Pan zmęczony?

W.H.: Może zabrzmi to niedorzecznie, ale po każdym sezonie czuję się tak jakbym wszystko zaczynał od nowa. Widzę tyle różnych możliwości rozwoju skoków narciarskich, zarówno jako dyscypliny sportowej jak i wielkiego medialnego przedsięwzięcia. Tyle jest jeszcze do zrobienia, by poprawić stan oraz liczbę skoczni na świecie. Ta praca jest dla mnie ciągłym wyzwaniem. Nie odczuwam zmęczenia, wprost przeciwnie, mam wiele energii, pomysłów i motywacji. Wiadomo jednak, że to jak długo się jest na danym stanowisku nie zależy tylko od tej osoby, która dane stanowisko piastuje. Dla mnie liczy się bardziej sama droga niż osiągany cel.

SNC: Czy można się spodziewać wprowadzenia nowych zasad związanych ze skokami narciarskimi?

W.H.: Jedną z głównych cech skoków narciarskich jest ciągły rozwój tej dyscypliny i wdrażanie nowych metod, technik, ulepszeń. Sami zawodnicy i trenerzy wyróżniają się innowacyjnością na tle innych dyscyplin, dlatego też uważam, że wszystko jeszcze przed nami.

SNC: A proszę mi teraz zdradzić, w jaki sposób odpoczywa Pan od swoich codziennych obowiązków?

W.H.: Najwięcej radości i spokoju przynosi mi przebywanie z moją rodziną. Spędzam z nią wszystkie wolne chwile. Proszę mi wierzyć, że dwa dni z moimi córeczkami wystarcza mi zupełnie na regenrację sił. Mam cudowne córki.

SNC: Pana prawdziwe imię brzmi Johann a nie Walter. Dlaczego używa Pan tego drugiego, czy może mi Pan opowiedzieć o historii w Moskwie?

W.H.: Z moim imieniem wiąże się dość zabawna historia. Związana jest ona z moją wizytą w Moskwie w ubiegłym roku. W paszporcie i wszystkich innych dokumentach widnieje imię Johann. Osoba czekająca na mnie na lotnisku w Moskwie, nie chciała uwierzyć, że to właśnie ja - Johann/Walter Hofer jestem tą osobą, którą ma odebrać. Zrobiła się straszna afera. Musiałem czekać wiele godzin na lotnisku, odpowiadać na dziesiątki pytań, aż wreszcie znalazł się ktoś rozsądny z Rosyjskiego Związku Narciarskiego i oczywiście rozpoznał mnie jako dyrektora Pucharu Świata w skokach. Mimo wszystko jednak nie zmieniam imienia w dokumentach (Johann), ale zawsze pozostanę Walterem Hoferem.

SNC: Dziękuję bardzo za rozmowę.