To nie był dzień naszych reprezentantów. Polacy nawet nie zbliżyli się do podium, Kamil Stoch stracił prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a przewaga w Pucharze Narodów znów zmalała...
Jeszcze po pierwszej serii wyglądało to nieźle - Kamil Stoch zajmował piąte miejsce, a jego strata do podium była minimalna. W finale stało się jednak coś, czego nikt się nie spodziewał - po dużych problemach w locie Polak uzyskał zaledwie 114,5 metra, przez co spadł na 22. miejsce...

- Dalej nie wiem, co się stało. Wszystko wyglądało dobrze do momentu, kiedy przeleciałem przez bulę. Tam od pewnego czasu zaczynają się moje problemy - skręca mnie w locie, a dziś przekręciło mnie tak bardzo, że musiałem lądować - opowiadał po konkursie Stoch, który zaprzecza, że przyczyną tej sytuacji były niestabilne warunki: - Nie czułem żadnego podmuchu, to był mój błąd, z którego się wybroniłem. Ten błąd pojawił się na dużej w skoczni w Lahti. Wtedy był minimalny, teraz jest coraz większy. Muszę znaleźć złoty środek, który to "wyczyści".

W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Stoch jest teraz drugi, a do Stefana Krafta jeszcze nie traci dużo - to tylko 31 punktów.

- To dla mnie dobra sytuacja, ponieważ wielu ludzi da mi trochę spokoju. Teraz może będzie odrobinę łatwiej. Postaram się zrobić wszystko, by kolejne dni były lepsze. Będę pracował nad tymi błędami - zapowiedział. - Jestem dobrej myśli - ten sezon był dla mnie udany, niezależnie od tego, jak się skończy. Sezon jeszcze trwa, jeszcze wszystko może się zdarzyć.

Po słabym występie Stocha najwyżej sklasyfikowanym spośród naszych reprezentantów był Piotr Żyła, który zajął dziewiąte miejsce.

- Skoki wydawały się w porządku, może nieco gorsze niż wczoraj. W drugiej serii coś mi nie pasowało - jakby mi ktoś zaraz za progiem dał worek ziemniaków na plecy. Taki sport, trzeba było mieć trochę szczęścia i mu pomóc - mówił wiślanin, który utrzymał czwartą lokatę w turnieju Raw Air. - Nie ma co skupiać się na klasyfikacji Raw Air, bo można popłynąć. Trzeba robić swoje i skakać najlepiej jak się umie, a klasyfikację zostawić na sam koniec - po Vikersund zobaczymy, na którym miejscu będę.

Tuż za czołową dziesiątką konkurs zakończył Maciej Kot. Polak stosunkowo dobrą lokatę zawdzięcza przede wszystkim świetnej drugiej próbie, po której awansował z 25. miejsca.

- Te skoki nie były perfekcyjne, ale warunki strasznie przeszkadzały. Czasami ciężko to zrozumieć - kiedy szczęście sprzyja, można wygrywać konkursy Pucharu Świata; kiedy go nie ma, można lądować za pierwszą dwudziestką i nic nie można z tym zrobić. Trudno to przyjąć do wiadomości - mówił rozczarowany zakopiańczyk. - Na każdej skoczni warunki inaczej wpływają na skok. Tej w Oslo nigdy nie lubiłem, ale mimo to walczyłem. Pojedyncze próby były fajne, ale też zdarzało się, że gdy skok był dobry, to warunki pogarszały się i odległość była słabsza.

Teraz skoczkowie powracają do Lillehammer - tam w grudniu zwyciężył Stoch, a Kot po raz pierwszy w karierze stanął na podium zawodów Pucharu Świata.

- Lillehammer bardzo dobrze mi się kojarzy. Wcześniej też nie przepadałem za tą skocznią, ale w tym sezonie to się zmieniło - odnalazłem tam sposób na skakanie w Norwegii. Po raz pierwszy wtedy stanęłem na podium i chciałbym to powtórzyć - mówił Kot, który w czołówce na Lysgårdsbakken chętnie widziałby także Kamila Stocha: - Myślę, że Kamilowi też przydałoby się zwycięstwo albo chociaż podium. Patrzę w przyszłość z optymizmem. Forma cały czas jest, nie brakuje mi energii i chęci do rywalizacji. Potrzebuję tylko szczęścia.

Kot ma także ciekawe spostrzeżenia odnośnie priorytetów - jego zdaniem można poświęcić wyniki w norweskim turnieju na rzecz Pucharu Świata.

- Raw Air w tym momencie nie jest w kręgu moich zainteresowań. Trzeba trzymać się planu, w którym Puchar Świata jest najważniejszy - być może nawet kosztem Raw Air postarać się zyskać więcej w Pucharze Świata, może odpuścić jakieś kwalifikacje. A być może to za wcześnie, by kapitulować - w każdym skoku będę dawał z siebie wszystko, być może oszczędzimy coś sprzętowo. To doświadczenie może przydać się w kolejnej edycji - zakończył zakopiańczyk, który w klasyfikacji generalnej wyprzedził Domena Prevca, ale jednocześnie został wyprzedzony przez Andreasa Wellingera,

Polacy wciąż prowadzą w klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów, jednak po dwóch konkursach w Oslo (drużynowym i indywidualnym) przewaga nad Austriakami stopniała niemal o połowę - jeszcze wczoraj rano wynosiła 434 punkty, dziś to już tylko 245 "oczek".