Adam Małysz - powszechnie podziwiany i szanowany idol niemal każdego fana skoków narciarskich. Niejeden mały chłopiec oglądając w telewizji sukcesy naszego orła znad Wisły marzy o podobnych triumfach.
Po zakończeniu sezonu 2000/2001 skocznie w Wiśle czy też Karpaczu ożyły. W dziesiątkach małych serc chłopców, jak i w nielicznych grupkach dziewczyn, obudziło się pragnienie zwycięstwa. Oczami wyobraźni odbiegali daleko w przyszłość, marząc o licznych sukcesach na skoczniach całego świata.
Niestety skoki narciarskie nie należą do tych dyscyplin sportowych, które może uprawiać każdy, i bynajmniej nie mowa teraz o kondycji, oraz predyspozycjach. Narty, wiązania, kombinezon, kask, gogle, rękawiczki, obuwie oraz niektóre części na ewentualną wymianę nie należą do rzeczy tanich. Wręcz przeciwnie, nie każdy może pozwolić sobie na taki zakup, gdyż nawet jako rzeczy używane bywają drogie. Zresztą nie od dziś wiadomo - im nowsze, firmowe (droższe) tym lepsze... Tak więc marzenia marzeniami, a środki finansowe sporym problemem.
Jednak czy tak być musi? Kto mógłby pomóc? Kto powinien zadbać o to, żeby młodzi ludzie mieli możliwość rozwijania swoich zaineteresowań? Odpowiedź nasuwa się sama - państwo, zwłaszcza, że obecny rok jest postawiony pod znakiem sportu! Owszem, niby tak, ale... skąd państwo ma wziąć środki na tego typu dofinansowanie? Dlaczego zatem nie ma zbyt wielu sponsorów?! Niewątpliwie dla nich byłoby to opłacalne, bo przecież skoki narciarskie obecnie są bardzo popularną dyscypliną i całkiem możliwe, że z tego "dzieciaka" będzie drugi Adam
Małysz lub Matti Nykänen...

Obawiam się jednak, że póki co, ci mali marzyciele nie będą mieli na kogo liczyć. Przykro patrzeć jak hedonistyczne przekonania pozbawiają ich możliwości kształcenia się. Może w niedalekiej przyszłości, może już po wejściu do Unii Europejskiej, zmieni się to na lepsze? Oby. Ciekawe tylko czyim i jakim kosztem.