Dość długo wydawało się, że obrońcy mistrzowskiego tytułu z Falun w Lahti nie znajdą się nawet na podium. Wszystko zmieniło się za sprawą Johanna Andre Forfanga, który bijąc jedenastoletni rekord Andreasa Widhoelzla otworzył Norwegom drogę do srebra.
Johann Andre Forfang w swojej fenomenalnej próbie poszybował aż na 138. metr, podczas gdy wcześniejszy rekord wynosił 135,5 metra.

- Jestem cały roztrzęsiony. Poziom adrenaliny jest niezwykle wysoki. Wybiłem się w powietrze i poszybowałem nad bulą, ja po prostu wiem, jak latać. To właśnie chęć skakania daleko doprowadziła mnie do bycia skoczkiem narciarskim - mówił na gorąco po swoim skoku Forfang. - To jak spełnienie marzenia z dzieciństwa - całkowicie zmiażdżyć rekord skoczni. To jedna z najważniejszych rzeczy, jakich doświadczyłem - dodał.

21-latek przyznał, że emocje były tak wielkie, że sam niekoniecznie wiedział, ile dokładnie skoczył.

- To było absolutnie ekscytujące. Nie mogłem nawet wyraźnie zobaczyć, co jest na ekrenie. Nie mogłem ustać w miejscu. Po prostu nie mogłem... Poziom napięcia był szalony. Byłem tak zdenerwowany, jak nigdy wcześniej.

W drużynie, która w Lahti musiała uznać jedynie wyższość Polaków, pozostał tylko jeden zawodnik złotego składu z Falun - Anders Fannemel. Na dodatek najbardziej doświadczony podopieczny Alexandra Stockla w drugiej serii uzyskał zaledwie 112 metrów.

- Byłem pewien, że nie będę puszczony w takich warunkach. Już po wyjściu z progu wiedziałem, że ten skok jest spisany na starty. To straszne uczucie. Na szczęście Johann oddał skok pierwszej klasy. Jest ekstremalnie dobry w wykorzystywaniu warunków - stwierdził Fannemel.

Pod wrażeniem wyczynu Forfanga był również najlepszy w tym sezonie Norweg - Daniel Andre Tande.

- To było szaleństwo. Widziałem, jak wychodził z progu i od razu wyglądało na to, że może polecieć strasznie daleko. Kiedy Johann dostaje trochę odpowiedniego wiatru, jest jednym z tych, którzy wiedzą, co z tym zrobić. Fajnie było to oglądać - powiedział trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. - To sezon, w którym jako zespół zmagaliśmy się z problemami, w ostatnim konkursie drużynowym traciliśmy do zwycięzcy 125 metrów. Teraz musimy znaleźć to, co może znów uczynić nas silnymi, a zdobycie srebra teraz jest fantastyczne.

Również skaczący jako ostatni Andreas Stjernen, który swoją próbą na 125,5 metra przypieczętował srebrny medal Norwegów, skupił się na chwaleniu młodszego kolegi.

- To niesamowite. Pokazał coś, czego jeszcze w tym roku nie widzieliśmy, i zrobił to w dość krytycznym momencie. Mam wielki szacunek dla tego, co zrobił i że ustał ten skok, bo tam, gdzie lądował, jest zupełnie płasko! - wyjaśniał Stjernen.

Poza rywalizacją drużynową Norwegowie nie wywalczyli w Lahti żadnego medalu, a przypomnijmy, że podczas poprzedniego czempionatu stawali na podium w każdym konkursie - dlatego srebro zdobyte w sobotę jest tym bardziej cenne dla Alexandra Stöckla.

- To był prawdziwy dramat od początku do końca. Były wzloty i upadki. Od najgorszych do najlepszych trzydziestu minut. Konkurs był bardzo trudny, zwłaszcza w drugiej serii, kiedy wiało we wszystkich kierunkach. Myślałem, że jesteśmy już spisani na straty, ale wtedy pojawił się Forfang skaczący na odległość 138 metrów. Wracamy do domu ze srebrnym medalem, na który zasłużyliśmy. Do tej pory byliśmy bez żadnego krążka, więc to dla nas bardzo ważne osiągnięcie - powiedział szkoleniowiec Norwegów.