Stefan Kraft po znakomitych dla niego mistrzostwach świata w Lahti ma apetyt na kolejne trofea. Teraz jego celem jest Kryształowa Kula - zarówno duża, jak i mała za klasyfikację lotów...
Bohater austriackiej drużyny na razie nie myśli więc o celebrowaniu swoich zwycięstw:

- Tak, na razie powstrzymuję się od świętowania. Skupiam się teraz na lotach narciarskich i objęciu prowadzenia w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Czuję się wspaniale z tym, że sezon trwa dalej, a kolejne zawody rozpoczynają się już w czwartek - mówi Kraft, który w "generalce" traci do Stocha już tylko 60 punktów.

Również austriacka federacja jest zadowolona z wyników, jakie osiągnęła ich drużyna, co potwierdzają słowa Ernsta Vettoriego:

- Dla mnie to były wspaniałe mistrzostwa. Czułem się świetnie, publiczność była super, podobnie nasze osiągnięcia. Jestem zachwycony. Konkurencja była bardzo mocna, ale my także, a Stefan Kraft z dwoma tytułami mistrza świata był naszym królem Lahti.

Także trener reprezentacji Austrii Heinz Kuttin nie mógł powstrzymać radości:

- Wracamy do domu bardziej niż szczęśliwi.

Czy mięśnie grzbietowe Stefana Krafta są wystarczająco silne, aby unieść na szyi aż cztery medale?

- Tak, to jest możliwe - odpowiada z szerokim uśmiechem 23-latek. - Mam jeszcze wystarczająco dużo energii, dlatego jest mi łatwiej.

Dzięki Kraftowi były to trzecie najbardziej udane dla Austrii MŚ w narciarstwie klasycznym.

- Kiedy fajerwerki wystrzeliły, wtedy dopiero naprawdę mogłem cieszyć się z tego, czego dokonałem. Wracam do domu z czterema medalami, z czego jestem bardzo dumny.

Pozostali skoczkowie z Austrii również mają powody do zadowolenia, ponieważ w drużynie wywalczyli brąz, przegrywając jedynie z Polakami i Norwegami.

- Druga seria była dość nierówna. Skacząc jako pierwszy i stojąc tam na dole, a później obserwując skoki reszty drużyny, kosztowało mnie to dużo nerwów - powiedział Michael Hayböck.

Swoją radość najbardziej uzewnętrznił Gregor Schlierenzauer, który ze łzami w oczach udzielał wywiadów, czasami jednak obracał się ku skoczni, by opanować emocje. Jego koledzy z drużyny klepali go po ramieniu, 27-letni Tyrolczyk dziękował im za to uśmiechem.

- Zdobycie medalu imprezy mistrzowskiej zawsze jest wzruszające, tym bardziej po upadku - wyjaśnia Austriak, który na kilka dni przed imprezą jeszcze nie był pewien startu w Lahti. - Medal był moim celem. Dziękuję chłopakom oraz moim bliskim, bo bez nich nie byłoby mnie tutaj. Ten sport jest jak życie - ze wzlotami i upadkami, w tym roku odczułem to doskonale na sobie. Jestem szczęśliwy, że mogłem tutaj być - zakończył Schlierenzauer.