Dla Janne Ahonena mistrzostwa świata w Lahti były jedenastymi w karierze. Poprosiliśmy Fina o komentarz do zawodów w rodzinnym mieście, zapytaliśmy też o plany na przyszłość i rosnące drugie pokolenie...
We wczorajszym konkursie drużynowym drużyna gospodarzy zajęła szóste miejsce, dość nieznacznie przegrywając piątą lokatę ze Słoweńcami. Ahonen pozytywnie ocenia ten występ swojego zespołu:

- To dla nas z pewnością dobra pozycja. Osobiście jestem na siebie zły za drugi skok - nie tak chciałem to zrobić. Jednak kiedy nie ma się dobrej formy, to skakanie jest trudne.

W rozgrywanym kilka dni wcześniej konkursie drużyn mieszanych Finowie z Ahonenem w składzie nie awansowali do drugiej serii. Z kolei zawody indywidualne Ahonen kończył na 25. i 23. miejscu - w każdym przypadku był najwyżej sklasyfikowanym skoczkiem ze swojego kraju.

- Skakałem dość regularnie: ani dobrze, ani źle. Takie skakanie na przeciętnym poziomie - skomentował.

Ahonen już po raz jedenasty startował w mistrzostwach świata. Nie można też wykluczyć, że jeszcze go zobaczymy w światowym czempionacie...

- Chcę dalej skakać i cieszyć się skakaniem. Sezon wciąż trwa i zostało jeszcze sporo konkursów, skupiam się na tych występach. Dopiero kiedy rozpoczniemy przygotowania do nowego sezonu, pomyśli się, jak to będzie wyglądać dalej - na przykład, czy skupić się na konkretnych zawodach.

Ahonen wspominał ostatnio fińskim mediom, że nieustannie otrzymuje telefony i maile z oskarżeniami czy wręcz pogróżkami. Na szczęście dostaje również wyrazy wsparcia:

- Oczywiście, że otrzymuję też dużo pozytywnych wiadomości, nie tylko takie negatywne. Cóż, jedni mnie lubią, inni nie.

Starszy syn Janne, Mico, ma już za sobą występy w międzynarodowych zawodach...

- Mico dobrze się rozwija, choć wciąż jeszcze nie wszedł w wiek dojrzewania, wciąż jest dzieckiem. Dopiero czekamy, aż zacznie stawać się mężczyzną. Kiedy pojawi się siła fizyczna, wtedy skakanie będzie łatwiejsze. Na razie trenujemy go z moim bratem Pasim - opowiada Ahonen, który ma również drugiego syna: - Milo przez jakiś czas chodził na treningi, ale ostatecznie uznał, że skoki go nie interesują.