Adam Małysz trzykrotnie stawał na podium drużynowych konkursów Pucharu Świata, jednak medali na wielkich imprezach nie było. To udało się jego młodszym kolegom - z czego były skoczek bardzo się cieszy...
Villach 2001, Planica 2009 i Willingen 2011 - to wtedy Adam Małysz wraz z kolegami z reprezentacji stawał na podium konkursów Pucharu Świata. Na imprezach mistrzowskich drużynowego podium jednak brakowało. Owszem, było blisko - nie tak dużo do brązowego medalu Polacy stracili w Libercu (2009), Planicy (2010) i Oslo (2011) - wtedy zajmowali czwarte miejsce.

Polacy przywozili jednak drużynowe medale z trzech kolejnych krajowych czempionatów - a w tym roku po raz pierwszy będą to złote krążki. Tym razem Małysz jednak uczestniczył w konkursie nie jako zawodnik, a jako członek sztabu szkoleniowego. Wiślanin wreszcie mógł na własnej skórze przekonać się, do jakiego stanu doprowadzał kiedyś co tydzień miliony Polaków...

- Miałem strasznego nerwa, tak nie było nawet wtedy, gdy sam skakałem. Bolał mnie brzuch, wszystko - skarżył się. - To niewiarygodne emocje. Byłem zawodnikiem i wiem, co czują chłopaki. To, co się dzieje na dole, jest nieobliczalne. Wszyscy tak mocno trzymali kciuki, żeby się udało.

Czterokrotny zdobywca Pucharu Świata był pod wrażeniem występu naszych reprezentantów:

- Wszyscy wytrzymali; skoczyli, jak trzeba - i mamy mistrzów świata... Pokazali to, co od dawna trenują. Na skoczni normalnej i dużej było super, ale czegoś brakowało. Teraz trzeba było wszystko zrobić tylko tak, jak umieją najlepiej - i oni tego dokonali.

Małysz, jako dyrektor sportowy w Polskim Związku Narciarskim (a jednocześnie osoba, która dała niesamowity impuls do rozwoju skoków w naszym kraju), jest jednym ojców dzisiejszego złotego medalu:

- Dla mnie też to wielki suckes. Jestem niezmiernie zadowolony, że jestem w tym teamie. Wszyscy pracują na to, żebyśmy wszyscy się cieszyli - stwierdził.

Z mistrzami :) #lahti2017

Opublikowany przez Adam Małysz na 4 marzec 2017