Spośród sześciu skoczków, którzy będą reprezentować Polskę na mistrzostwach świata w Lahti, jeden już miał okazję posmakować tytułu. Teraz przed Kamilem Stocha kolejna szansa na medale...
Nie da się ukryć, że Stoch jest jednym z najsilniejszych punktów naszej drużyny, a kibice i media oczekują, że z Lahti powróci z medalami. On sam jednak stara się nie nakładać na siebie takiej presji...

- Do wszystkiego, co jest przede mną, podchodzę z odrobiną dystansu. Mam już swoje doświadczenia, trochę przeżyłem - dlatego wiem, że lepiej jest skupić się na pracy, na sobie, a nie na wynikach i tym, co chciałbym osiągnąć. Wiem, co chciałbym osiągnąć, ale najważniejsze jest to, jak chciałbym to osiągnąć - przyznał dość filozoficznie. - W tym momencie staram się podchodzić z uśmiechem do swojej pracy, która jest również moją pasją, realizacją samego siebie. Staram się czerpać mnóstwo radości z tego, co robię.

Polak podkreśla za to siłę całego naszego zespołu - choć i tutaj nie brakuje dystansu:

- Jako drużyna jesteśmy na bardzo wysokim poziomie. Każdy z nas zna swoją wartość i wie, na co go stać. Wystarczy, że dalej będziemy wykonywali swoją pracę tak jak należy, a wszystko może się bardzo miło poukładać.

Przed konkursami w Sapporo i Pjongczangu w dyskusjach pojawiały się głosy zwątpienia, czy tak daleka wyprawa tuż przed mistrzostwami świata jest dobrym pomysłem. Stoch broni takiego rozwiązania:

- Konkursy w Azji miały na celu podtrzymanie pewnego cyklu startowego, który również mieliśmy traktować jako trening. Konkursów było aż cztery, dlatego nasza absencja wiązałaby się z utratą dystansu do rywali, ale też utratą rytmu startowego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni - tłumaczył.

Ostatnie wspomnienia z Lahti Stoch ma - łagodnie mówiąc - średnie. W ubiegłym roku na obiekcie normalnym nie przebrnął przez kwalifikacje. To jednak zostawia za sobą:

- Mieliśmy okazję skakać na tej mniejszej skoczni w zeszłym roku - nie wiem, czy od tego czasu się zmieniła; mam nadzieję, że tak. Wtedy nie osiągnąłem tam spektakularnego wyniku - powrót do hotelu po pierwszej serii to nie szczyt moich marzeń. Ten rok jest zupełnie inny pod każdym względem. Jadę tam pozytywnie nastawiony, z chęcią pracy, realizacji celów zadaniowych - podkreślił. - Skocznia w Lahti ma to do siebie, że bywają tam zmienne warunki atmosferyczne. Nie można więc nastawiać się na miejsca, tylko skupić się na pracy, jaką mamy do wykonania. Do tej pory to funkcjonowało, dlatego nie ma sensu tego zmieniać. Jedziemy na kolejne zawody z takim samym nastawieniem, z taką samą dozą energii, motywacji, ambicji i radości - zakończył.