- Jestem bardzo zadowolony z tego, co pokazałem w ciągu tych dwóch dni. To jest nowe doświadczenie. Wczoraj poszedłem spać wcześniej niż zwykle na zawodach Pucharu Świata, nie miałem z tym żadnych problemów czy rozważań o tym, co się wydarzyło w ciągu dnia. Dzisiaj drugi skok był trochę słabszy, ale to ze względu na warunki w powietrzu, które mnie mocno "wkręcały"; gdyby mnie tylko "puściło", to poszybowałabym dużo dalej. Jutro normalnie przystąpię do konkursu, tak jak zwykle. Cieszę się lotami - podsumował swoje pierwsze doświadczenia z mamuciej skoczni Domen Prevc.
Przed dwoma laty Peter Prevc zapisał się w historii skoków narciarskich, szybując na 250. metr w Vikersund. Dzisiaj próby na odległość 220 i 211,5 metra dały mu szóste miejsce, dzięki czemu Słoweniec plasuje się obecnie w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej lotów narciarskich i ma zapewnioną kwalifikację do jutrzejszych zawodów.
- Dzisiaj nie miałem żadnych oczekiwań co do wyników, obojętne mi było też, co inni mieli w głowach. Cieszę się, że dobrze skakałem, szczególnie z drugiego skoku jestem bardzo, bardzo zadowolony. Znów cieszyłem się skokami, dużo radości dało mi wyjście z progu, lot. Finałowy skok był takim, który daje mi natchnienie. Długość pierwszej próby była wynikiem dłuższego najazdu i wiatru, który był stosunkowo korzystny. Po jednym konkursie trudno osądzać, czy forma poszła w górę. Trzeba zachować spokój. Zobaczymy, jak będzie szło w kolejnych dniach.
Dość groźnie było natomiast w serii próbnej - wtedy 24-latek lądował na 122. metrze.
- Próbny skok był zbiegiem nieszczęśliwych okoliczności. Był mały błąd przy wyjściu z progu, dlatego narty nie poszły w górę; był też silniejszy wiatr w plecy i nie miałem wystarczającej wysokości, aby przelecieć nad bulą. Byłem tak blisko, że było dość ryzykownie, dlatego wolałem wylądować na buli i zjechać na dół na nartach - przyznał.
Chwile grozy przeżywał również Jurij Tepeš, który w pierwszej serii nie utrzymał równowagi po lądowaniu i upadł. O ile sam upadek na szczęście nie zakończył się żadnym urazem, to jego sprzęt ucierpiał - najbardziej but, który częściowo się połamał.
- Początkowo myślałem, żeby wystartować w butach Cene, ale byłyby dwa rozmiary za małe - dlatego zdecydowałem się naprawić swoje. W skrajnym przypadku skoczyłbym w butach Cene i trochę pocierpiał - opowiadał Tepeš.
Na szczęście z ratunkiem przyszedł mu Peter Slatnar, który był na skoczni i który doskonale zna się na konstrukcji butów do skoków i ich mocowań do nart. Pomagał im też serwismen Aljoš Branc.
- Peter Slatnar naprawił moje buty, dzięki czemu mogłem wystąpić w nich w drugiej serii. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Na najeździe trochę dziwnie mi drżały narty, więc nie wiedziałem, czy wszystko jest w porządku, ale zdecydowałem, że idę na całość - przyznał 27-latek, który w finale pofrunął na odległość 215,5 metra. Do jutra nie uda mu się załatwić nowej pary, dlatego również w niedzielnym konkursie będzie skakał w tych naprawianych butach.
Nekaj nerodnosti včeraj, na srečo jo je skupila le oprema. Sicer sem upal, da bom čevlje lahko uporabljal še do konca...
Opublikowany przez Jurij Tepes na 5 luty 2017