W 1995 r. w kanadyjskim Thunder Bay odbyły się MŚ w narciarstwie klasycznym, w skokach triumfowali Tommy Ingebrigtsen, Takanobu Okabe i drużyna fińska. Wydawałoby się, że organizacja tak wielkiej imprezy powinna być dla klubu pożyteczna, wywołać większe zainteresowanie... Jednak obie większe skocznie - K-90 i K-120 - od czasu tych zawodów niemal nie były używane. W 1997 r. zostały ostatecznie zamknięte. Obecnie są mocno zniszczone, na ich rozbiegi wkroczyły chwasty. Obecnie zrezygnowano z prób remontowania i reaktywowania tych obiektów. Obie skocznie mają zostać rozebrane, zeskoki zaś ponownie zalesione.
Ok. 40 metrów dalej znajdują się dwie mniejsze skocznie, K-37 i K-64. Mają one zostać utrzymane. Są one wyłożone starym igelitem i też nieco podniszczone, jednak - głównie dlatego, że są skoczniami naturalnymi (z rozbiegiem na tym samym zboczu, co zeskok, bez wieży startowej) - znacznie mniej, niż skocznie duża i normalna.
W Kanadzie obecnie "idzie" pełną parą program odbudowy skoków i kombinacji norweskiej, są pierwsze sukcesy. Po latach nieobecności Kanadyjczycy wracają na wielkie konkursy. Czy rozbiórka skoczni w Thunder Bay wpłynie nań negatywnie? Wydaje się, że niekoniecznie; miasto leży w niezbyt gęsto zaludnionej okolicy. Przede wszystkim jednak ogólnie skoki kanadyjskie są mocno scentralizowane, ze "stolicą" w Calgary. Jest sporo miejscowości z niewielkimi skoczniami, jednak obecnie w krajowych konkursach widać przede wszystkim zawodników klubu Altius, właśnie w Calgary. To tam znajduje się prawddziwy nowoczesny ośrodek treningowy. Największa skocznia w Kanadzie została zaniedbana.