Dokładnie sześć lat temu na Wielkiej Krokwi Kamil Stoch wygrał swój pierwszy w karierze konkurs Pucharu Świata. Wczoraj, również w Zakopanem, przed niesamowitą publicznością cieszył się ze swojego jubileuszowego, dwudziestego triumfu w pucharowej rywalizacji.
- Konkurs był na bardzo wysokim poziomie - wiele dalekich skoków, ale też trudne warunki i wiatr, który praktycznie cały czas był w plecy, ale raz przybierał na sile, a raz słabł. Przez to te skoki, które pozornie nie wydawały się tak dalekie, dawały dobre miejsce. Jestem zadowolony z pracy, jaką wykonałem. Uważam, że oddałem trzy dobre skoki, a ten trzeci był zdecydowanie najlepszy, najbardziej trafiony i było w nim najwięcej luzu i energii, co zresztą było widać w mojej reakcji po tym skoku. Jeżeli chodzi o atmosferę, to myślę, że nie trzeba jej komentować, wystarczyło tylko posłuchać i otworzyć szerzej oczy - powiedział tuż po konkursie bohater ostatnich tygodni.

Dla Stocha jest to czwarte zwycięstwo z rzędu, po triumfie w Bischofshofen - gdzie odbierał również złotego orła za triumf w Turnieju Czterech Skoczni - był niepokonany jeszcze w dwóch konkursach w Wiśle. Jednak po pierwszej serii w Zakopanem kolejna wygrana zdawała się być raczej niepewna, bowiem zajmował dopiero szóstą lokatę. Pytany, czy wierzył w to, że uda mu się awansować choćby na podium, odpowiedział:

- Wierzyłem w to, ale w ogóle o tym nie myślałem. To jest tak, że ma się gdzieś głęboko w głowie wiarę w coś, co się robi, natomiast nie myśli się o tym, że to musi nastąpić już teraz. Wiedziałem, że jestem na dobrym poziomie, że moje skoki również są dobre. Skupiałem się wyłącznie na oddaniu dobrego skoku w drugiej serii, chciałem to po prostu zrobić dla siebie, ale i dla kibiców, którzy przyszli nas wspierać. Tym większa była moja radość i pozytywne zaskoczenie tym, że drugi skok dał mi zwycięstwo. Było to dla mnie szczególne, że mogłem stać na pozycji lidera, słyszeć i widzieć reakcje kibiców na kolejne skoki - to nie było zawistne, to nie było negatywne, tylko taka pozytywna radość, że my - każdy z nas (ja, Piotrek czy Dawid) - pniemy się w górę z miejsca na miejsce. To jest naprawdę piękny moment.

W finałowej próbie 29-latek poszybował na odległość 131 metrów w najsłabszych warunkach z całej czołówki, dzięki czemu udało mu się pokonać Andreasa Wellingera, który lądował dalej.

- Zawodnik oczywiście już po wyjściu z progu czuje, czy skok jest dobry, czy coś zrobił nie tak, i to, czy ten wiatr jest pod narty, czy w plecy. Ja czułem, że pod nartami nie miałem nic, był bardzo mały opór, natomiast skok był bardzo dobry i starałem się z niego wyciągnąć jak najwięcej tylko mogłem.

Dokładnie za miesiąc zawodnicy będą w Lahti, gdzie stoczą walkę o medale mistrzostw świata. Wszystkich zastanawia, czy Polak zdoła utrzymać tak wysoką formę do tej imprezy.

- Nie da się założyć, czy trzeba budować nowy szczyt formy na mistrzostwa świata, czy ten utrzymywać. Będę dalej ciężko pracował. Chcę skakać na nartach, chcę się tym cieszyć i czerpać z tego dużo radości. Nie muszę wygrywać, nie muszę zdobywać złotych medali i za każdym razem stawać na najwyższym stopniu podium. Ja chcę po prostu to robić dobrze, chcę być jednym z najlepszych skoczków na świecie i w tej chwili tak jest, dlatego ta sytuacja w zupełności mi odpowiada.

Tuż przed wyprawą do Finlandii w kalendarzu pucharowych zmagań są konkursy w Azji - w Sapporo i Pyeongchang, gdzie za rok zawodnicy będą walczyć o olimpijskie krążki. Stoch poinformował, że zawodnicy mają w planach udział w tych konkursach, a on sam najchętniej nie odpuszczałby żadnych zawodów:

- Nie znam aż dokładnie planów trenera, natomiast z tego co wiem, to tam pojedziemy. Nie mówię na 100%, że tak będzie, bo potem może się okazać zupełnie coś innego. My realizujemy plan szkoleniowy, plan treningowy i tyle. Ja, jeżeli będzie to możliwe, chciałbym skakać wszędzie, gdzie się da, ponieważ uwielbiam to, co robię i sprawia mi to w tym momencie ogromną frajdę, a jak coś kogoś cieszy, to łatwo jest to robić.

Na Wielkiej Krokwi kibice - wzorem tych siatkarskich - odśpiewali część polskiego hymnu a cappella, co zrobiło na podwójnym mistrzu olimpijskim duże wrażenie.

- To co zrobili Crowd Supporters pod koniec "Mazurka Dąbrowskiego" ściszając muzykę i pozwalając, żeby głosy ludzkie brzmiały bardzo wyraźnie - to było wspaniałe. A ja w takich momentach po prostu zamykam oczy i daję się ponieść temu, co się dzieje.


fot. Martyna Szydłowska


fot. Martyna Szydłowska


fot. Martyna Szydłowska


fot. Martyna Szydłowska