Daniel Andre Tande może mówić o olbrzymim pechu. Norweg w finałowej próbie ratował się przed upadkiem po tym, jak zawiódł jego sprzęt. Ostatecznie spadł na trzecie miejsce w końcowej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni.
Klips zabezpieczający prawe wiązanie wyskoczył najprawdopodobniej gdy zawodnik zjeżdżał po rozbiegu. Mimo to 22-latek zdołał w miarę bezpiecznie wylądować na 117. metrze. Początkowo zawodnik zastanawiał się, czy aby nie najechał wówczas na jakąś nierówność, jednak sam nie wie, co się stało.

- Daniel powiedział, że klip wypadł po tym, jak ruszył z belki, ale nie wie, czy na coś najechał, czy stało się coś innego - poinformował Clas Brede Bråthen. - Biorąc pod uwagę to, co się stało, wielkim osiągnięciem jest to, że bezpiecznie wylądował.

- Sprawdzałem wiązania, kiedy siedziałem na belce. To niczyja wina, dzisiaj miałem pecha i to po prostu się stało. To był czysty pech, mogło zdarzyć się każdemu. To wszystko było przerażające i działo się jakby w zwolnionym tempie - wyjaśniał Daniel Andre Tande.

22-letni zawodnik bardzo przeżył swoją nieudaną próbę. Początkowo myślał, że przez ten pechowy skok w ogóle nie stanie na podium Turnieju Czterech Skoczni.

- To był trudny moment, dlatego pojawiły się i łzy - przyznał Norweg. - Teraz jestem w dość dobrym nastroju. Zaraz po tym, jak wylądowałem, było wielkie rozczarowanie. Myślałem, że wszystko stracone. Teraz patrzę na to z innej perspektywy. To, co zrobiłem w ostatnim tygodniu, jest czymś wielkim, jestem dumny z siebie i będę dalej walczył - zapowiedział.