Kamil Stoch po triumfie w 65. Turnieju Czterech Skoczni przyznał, że już ma w swojej kolekcji kilka złotych orłów. Polak zapowiedział, że jest gotowy na kolejne wyzwania, ale najpierw chce nacieszyć się tym sukcesem.
Zwyciężyć w igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata, klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i Turnieju Czterech Skoczni - w historii skoków narciarskich dokonali tego tylko Matti Nykänen, Espen Bredesen, Jens Weißflog, Thomas Morgenstern i Kamil Stoch. Dorzucić do tego mistrzostwo świata w lotach udało się dotąd tylko Mattiemu Nykänenowi, a Stoch będzie miał szansę mu dorównać.

- W tej chwili nie myślę, co dołożyłem, a czego jeszcze mi brakuje i co jest jeszcze do zdobycia. Po prostu cieszę się tym momentem, tą chwilą. Przede wszystkim jestem dumny z tej pracy, jaką wykonałem ja, ale i cały sztab - medyczny, który praktycznie na okrągło był ze mną - od Innsbrucku i tego upadku pracowaliśmy, aby przywrócić mnie do najlepszej dyspozycji; sztab trenerski, który cały czas nas wspiera i który nas przygotował do tego turnieju. Cała drużyna spisała się super podczas wszystkich konkursów. Wyniki mówią same za siebie: mamy dwóch zawodników w klasyfikacji generalnej turnieju na podium - mówił po konkursie szczęśliwy Stoch.

Sukces niebywały - szczególnie, że ostatni raz dublet w klasyfikacji generalnej turnieju zawodnikom spoza Austrii udało się "ustrzelić" Finom w sezonie 1988/1889, kiedy triumfował Risto Laakonen przed Mattim Nykänenem. Co ciekawe, Stoch zdradził, że to nie pierwszy złoty orzeł w jego kolekcji:

- Co do samego orła, to jest już kolejny w mojej kolekcji. Dostałem już kilka podobnych takich złotych orłów, bo teściowa daje mi podobne, kiedy wygrywam konkursy Pucharu Świata - żartował zawodnik z Zębu.

To było pasjonujące dziewięć dni pełne wszelkich emocji. Wszyscy kibice obawiali się o dyspozycję podwójnego mistrza olimpijskiego z Soczi, który w niemieckiej części turnieju dwukrotnie zameldował się na drugim miejscu, ale nieszczęśliwie upadł przed konkursem w Innsbrucku. Tam ostatecznie zajął czwarte miejsce i do ostatniej odsłony 65. Turnieju Czterech Skoczni przystępował jako wicelider z 1,7 punktu straty do Daniela Andre Tande.

- Każdy dzień był bardzo ważny, każda chwila, moment to kolejne wzbogacenie doświadczenia, które pomoże mi w kolejnych startach. Najlepszy moment jest teraz, kiedy siedzę i odpoczywam, ale wszystko dotrze do mnie dopiero jutro, kiedy w domu będę myślał o tym wszystkim, co się stało, odpoczywał i przygotowywał się do kolejnych startów.

Poprzedni sezon był trudną próbą dla utytułowanego Stocha. Po zdobyciu mistrzostwa świata, dwóch złotych medali w Soczi i Kryształowej Kuli przyszedł kryzys, po którym na szczęście nie ma obecnie śladu.

- Powrót nie był aż tak trudny, szczególnie gdy popatrzę na to z tej perspektywy. Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi, którzy we mnie uwierzyli, przyszli z zewnątrz i przywrócili mi wiarę w umiejętności i wiarę w to, że mogę osiągać najlepsze rezultaty - za to bardzo im dziękuję. Ci wszyscy ludzie, którzy ze mną pracują, dodają mi skrzydeł i jestem im za to bardzo wdzięczny - stwierdził Stoch.

Triumfator 65. Turnieju Czterech Skoczni nie umniejsza zasługom zarówno Stefana Horngachera, jak i Łukasza Kruczka w swoim sukcesie:

- Z Łukaszem wykonaliśmy naprawdę solidną pracę, ukształtowałem się jako zawodnik, sportowiec i człowiek podczas tych ostatnich kilku lat. Teraz, kiedy przyszedł Stefan, zmieniliśmy kilka detali jeśli chodzi o technikę mojego skoku, zmieniliśmy też odrobinę trening merytoryczny, ale miałem świetną bazę i na tym mogłem budować kolejne etapy mojej dyspozycji. Ta praca, która przynosiła coraz lepsze efekty, dawała mi poczucie pewnego bezpieczeństwa, pewności siebie, wzrastała moja wiara we własne umiejętności. Teraz tym bardziej cieszę się z tego, co jest, ale wiem, jak daleka droga jeszcze przede mną, aby dokończyć ten sezon i później podjąć kolejne wyzwania. Pewien etap zakończony, a teraz trzeba się tym cieszyć.