Pojawił się i... zniknął. Wczoraj w Bischofshofen Kamil Stoch oddał jeden skok - ale za to jaki... Po najlepszym wyniku w pierwszym treningu Polak spakował się i pojechał do hotelu.
141 metrów uzyskane przez Stocha nie było jednak kaszką z mlekiem - po lądowaniu nasz zawodnik złapał się za kolano. Nie ma jednak powodów do niepokoju:

- Kolano odzywa się od Lillehammer. Pierwszy skok trzeba przetrwać, kolano musi się rozgrzać i dać o sobie znać, a z każdym skokiem jest coraz lepiej - uspokaja Stoch.

Z barkiem jest nieco gorzej, jednak efekty pracy fizjoterapeuty są widoczne:

- Z wykonywaniem pewnych czynności mam problem. To, co jest najważniejsze, potrafię zrobić - odbić się, ułożyć w locie i wylądować w miarę bezpiecznie. W tej chwili to mi wystarczy - przyznał Stoch.

Dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi wczoraj oddał tylko jeden skok, po którym opuścił obiekt im. Paula Außerleitnera.

- Chodziło o to, by zobaczyć, czy poradzę sobie z nie do końca sprawnym ramieniem, czy nie ma żadnych przeciwwskazań. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, dlatego nie warto nawyrężać organizmu - stąd decyzja o powrocie do hotelu - tłumaczył.

W dzisiejszym konkursie Stoch wystartuje jako czwarty od końca. W parze systemu KO zmierzy się z Manuelem Fettnerem.