Maciej Kot po sześciu piątych miejscach w końcu doczekał się pierwszego w swojej karierze podium zawodów Pucharu Świata. Zakopiańczyk po wywalczeniu drugiego drugiej lokaty w Lillehammer przyznał, że nie popada w euforię, bo przed nim wciąż wiele pracy i konkursów.
- W końcu wywalczyłem to miejsce na podium. To był dla mnie trudny konkurs, zwłaszcza w trakcie pierwszej serii. Plan był taki, żeby oddać dwa dobre skoki - i one dzisiaj wystarczyły, by stanąć na podium, a to dla mnie bardzo ważne. Jest jeszcze sporo do zrobienia, więc trzeba przyjąć to na chłodno, bo - jak mówi Stefan Horngacher - nie możemy wpadać w euforię, trzeba dalej pracować. Wciąż mamy rezerwy, a przed nami wiele konkursów - stwierdził 25-latek.

Kot w dzisiejszych próbach uzyskał 129,5 i 136 metrów, co - jego zdaniem - jest wykonaniem planu, a nie powodem do eksplozji radości:

- Stefan nauczył nas jednego: że takie wyniki to norma. Kiedyś może przyjąłbym to z euforią, ale w tej chwili takie wyniki jak dziś przyjmujemy ze spokojem. Wykonaliśmy swoją robotę, jest miejsce na podium - okej, taki był plan, tak trzeba do tego podchodzić i do tego się przyzwyczajać oraz pracować cały czas, żeby było jeszcze lepiej - wyjaśniał.

Od Kota lepszy był dzisiaj tylko Kamil Stoch, czego spodziewał się młodszy z naszych zawodników.

- Po swoim skoku, gdy zobaczyłem, że jestem pierwszy, to właściwie wiedziałem, że już prawie jestem na podium. Ta druga seria ułożyła się tak, że ci rywale, którzy skakali po mnie (oprócz Kamila), mieli w pierwszej serii bardzo dobre warunki, a to raczej tacy lotnicy. W drugiej serii warunki były raczej ciężkie, więc myślałem, że oni raczej nie są w stanie odlecieć. Wiedziałem, że Kamil jest w super formie i że wygra, dlatego trzymałem za niego kciuki, żebyśmy obaj stanęli na podium - zakończył.