Po dzisiejszym konkursie drużynowym bohaterów w polskiej ekipie było czterech - i co do tego nie ma wątpliwości. Tym, który postawił przysłowiową kropkę nad i, był kończący zawody Maciej Kot...
Przed ostatnim skokiem Kot miał komfortową sytuację - przewaga Polaków nad rywalami była spora, a na dodatek reprezentanci Niemiec i Austrii nie zachwycili swoimi próbami. W tej sytuacji wystarczyłoby, aby zakopiańczyk lądował w okolicach 118. metra...

- Nie wiedziałem, ile będę musiał skoczyć - powiedział Kot po konkursie. - Po skoku Dawida wiedziałem, że przewaga jest dosyć duża, ale nie słyszałem, ile uzyskali Fettner i Freund. Śmiałem się nawet, że jak wyjdę z progu, to będę szukał zielonej linii - ale oczywiście to byłoby zgubne - żartował. - To było całkiem przyjemne uczucie, kiedy leciałem wysoko, widziałem blisko położoną zieloną linię i przeleciałem nad nią. W połowie lotu wiedziałem, że jest dobrze.

Zwycięstwo dały równe, dalekie skoki wszystkich naszych zawodników. I choć wcześniej niektórzy z nich - mniej lub bardziej śmiało - wspominali, że stać ich na dobry wynik, to o zwycięstwie starali się nie myśleć.

- Plan był prosty: realizacja swojego indywidualnego zadania. To kwintesencja dobrego skakania. Dziś nie padły słowa o wyniku typu "walczymy o podium", "wygrywamy" - trzeba to zostawić poza skocznią.

Dzisiejszy sukces jest czymś wielkim, ale trzeba już myśleć o kolejnych wyzwaniach:

- Jesteśmy dumni, szczęśliwi i usatysfakcjonowani dzisiejszym dniem, ale głowa kieruje się już w stronę jutrzejszego konkursu. Nie ma czasu na świętowanie, musimy zregenerować się przed kolejnymi zawodami. On też jest dla nas bardzo ważny. Ten plan, który dzisiaj działał, trzeba zrealizować również jutro - zakończył.