Sylwetka Łukasza Kruczka ostatnio pojawia się w mediach zwykle w kontekście jego osiągnięć z polską kadrą. Tymczasem były trener podzielił się kulisami swojego odejścia, wspomniał też o planach na przyszłość.
W ciekawej rozmowie dla oficjalnego serwisu Polskiego Związku Narciarskiego Kruczek podsumował swoje lata pracy z naszymi skoczkami, również gdy był asystentem Heinza Kuttina i Hannu Lepistö. Były szkoleniowiec podzielił się również kulisami swojego odejścia - dlaczego, kiedy, jak do tego doszło?

- W momencie rozpoczęcia pracy wiedziałem, że ten koniec kiedyś nastąpi; natomiast nastąpił on dość późno, ale ten czas i tak bardzo szybko przeleciał - mówił Kruczek, który tak długą i owocną współpracę z naszymi skoczkami zawdzięcza m.in. władzom PZN: - Myślę, że to wszystko można zawdzięczać przede wszystkim Związkowi, który otoczył naszą grupę opieką, zawodnikom, którzy cały czas wierzyli w słuszność obranej linii i przygotowań.

Były szkoleniowiec podkreśla, że decyzję o rezygnacji podjął jeszcze przed wybuchem medialnej "bomby" na łamach "Przeglądu Sportowego":

- Artykuł Roberta Błońskiego ukazał się już po mojej decyzji, jedynie przyspieszył lub spowodował pewien rozwój późniejszych wypadków. Decyzja została podjęta dużo wcześniej. Myślę, że dobrze jest móc wybrać, a nie zostać zmuszonym do wybrania. Poczułem, że to jest dość; że to dobry moment dla mnie i dla grupy (...) Mając w perspektywie to, w jakich schematach pracujemy w Polsce - od igrzysk do igrzysk - zostawianie komu innemu jednego roku do pracy to dużo za mało; natomiast dwa lata pozwalają na wprowadzenie czegoś nowego i w kolejnym roku udoskonalenie tego, by osiągnąć sukces na igrzyskach.

Kruczek nie zamyka za sobą drzwi - po tylu latach polskie skoki wciąż są i będą dla niego istotne. Dlatego w razie potrzeby będzie wspierał nowego szkoleniowca:

- Zależy mi na zespole. Z zawodnikami, sztabem, wszystkimi pracującymi po obu stronach przysłowiowej barykady czuję się związany i w żaden sposób nie chcę ucinać, że odchodzę i mnie nie ma; jestem cały czas. Jeśli ktoś ma sprawę, może do mnie w każdej chwili zadzwonić - powiedział. - Z mojej strony Horngacher dostanie wszystkie dane o zawodnikach, które udało mi się zgromadzić przez te wszystkie lata, bo to dla niego mniejsza strata czasu na rozpoznawanie; chodzi o pewne dane mierzalne, nie chcę z nim omawiać charakterystyk zawodnika, bo lepiej gdy je na świeżo pozna.

Jak Kruczek ocenia swojego następcę i czego po nim oczekuje?

- To człowiek, który lubi podejmować wyzwania, jest bardzo ambitny. Ma bardzo duże pojęcie w zakresie spraw sprzętowych - to element układanki, który często u nas zawodził, a on w tym temacie jest naprawdę dobrym fachowcem. Na pewno będzie potrzebował pomocy ze strony polskich trenerów, bo jeśli tutaj nie będzie dobrej komunikacji, wspólnej linii (takiej jak my swego czasu mieliśmy), to będzie to skazane na niepowodzenie. Reprezentacja Polski to nie jest dla niego eksperyment; myślę, że to jest świadome działanie.

Kruczek ujawnił też, kiedy dowiemy się, czym zajmie się w przyszłości:

- Wszystko będzie klarowało się w ciągu najbliższych dwóch tygodni. W tej chwili stoję trochę na rozdrożu - czy pójść w kierunku kontynuacji rozwoju trenerskiego, będąc na pozycji podobnej jak teraz, czy pozostać przy sporcie, ale z nieco innej strony - poinformował.

Media donoszą ostatnio, że Kruczek może objąć reprezentację Szwajcarii, Rosji lub Kazachstanu, ewentualnie zostać asystentem dyrektora Pucharu Świata (zastępując na tym stanowisku Mirana Tepesa). Dostał również propozycję z PZN, jednak na razie podziękował:

- Myślę, że jest czas, aby trochę się odsunąć, popatrzeć na to z boku. Być może coś nowego się dostrzeże. Obojętnie, w którym kierunku podążę, zyskam nowe doświadczenia - zakończył.