W Titisee-Neustadt Johann Andre Forfang sięgnął po swoje upragnione zwycięstwo w konkursie Pucharu Świata. Młody Norweg niezmiernie cieszył się z tego powodu, szczególnie że w ostatnim czasie zmagał się z chorobą.
Dwudziestoletni skoczek latał dzisiaj w Niemczech najdalej - w pierwszej serii poszybował na 144. metr, ale zajmował drugie miejsce; w finale lądując metr bliżej zapewnił sobie wymarzone zwycięstwo.

- To niesamowite. To był mój wielki cel ostatnich konkursów. Zrezygnowałem ze startów w Kazachstanie z myślą, że będę mógł w końcu zapolować na swoje pierwsze zwycięstwo. Oczywiście, to uczucie jest nie do opisania. Kiedy stałem na górze, starałem się odciąć, ale co chwilę zerkałem kto jak skoczył. Było tak wiele emocji, kiedy lądowałem, ale wiedziałem, że ląduję kilka metrów za zieloną linią.

Johann Andre Forfang kilkukrotnie stawał w tym sezonie na podium, bywał też bliski zwycięstwa, prowadząc po pierwszej serii. Jednak dopiero Titisee-Neustadt okazało się w pełni szczęśliwe dla młodego Norwega, który w ostatnim czasie zrezygnował ze startu w Ałmatach, aby pokonać groźną chorobę i zregenerować siły.

- Byłem zmęczony, wyczerpany. Po norweskim tournée leżałem ze świńską grypą, już na Holmenkollen i Granåsen skakałem z chorobą. Wiedziałem już wtedy, że muszę zrobić sobie przerwę. Podróż do Azji to stanowczo nie było coś, czego potrzebowałem. Mogłem wtedy potrenować, porządnie odpocząć i zjeść. Wtedy poczułem też, że będę zdatny do walki o zwycięstwo - przyznał Forfang.