Maciej Kot liczył na nieco lepszy wynik w piątkowym konkursie w Wiśle. Polak ostatecznie zajął dziewiętnaste miejsce. Jego lokata mogłaby być lepsza, gdyby nie gorszy drugi skok...
- Miejsce w dwudziestce jest do zaakceptowania, ale można było walczyć o wyższe. Brakowało dobrego drugiego skoku, bo pierwszy był moim najlepszym w ciągu tych dwóch dni. Drugi był spóźniony, za czym poszły dalsze błędy w powietrzu. Szkoda, bo liczyłem na walkę w drugiej serii. Było tam bardzo ciasno, poziom jest bardzo wyrównany.

Czy, zdaniem Kota, polscy skoczkowie korzystają ze znajomości obiektu im. Adama Małysza?

- W Wiśle trenujemy więcej niż w Zakopanem, na tej skoczni przygotowywaliśmy się do sezonu zimowego. Nie jest to zdecydowana przewaga, jeśli chodzi o znajomość skoczni i o przygotowanie pod ten obiekt - to Puchar Świata, tu nie ma cieniasów. Gościom z czołówki wystarczy parę prób, by się wskakać. Dziś dodatkowym utrudnieniem jest mgła - niektórzy mają z tego powodu problem z trafieniem w próg. Jeżeli my mamy z tym problem, skacząc na co dzień, to co dopiero inni...

Przed nami jeszcze jeden konkurs w Wiśle Malince. Polacy będą próbowali poprawić rezultaty z piątku, ale nie będzie to łatwe - zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę zapowiadany wiatr...

- Jutro na pewno będzie trudniej. Z każdym skokiem rywale coraz lepiej znają ten obiekt. Prognozy nie są optymistyczne - trzeba się nastawić albo na przeciąganie, albo na loterię. Musimy zrobić swoje, dać z siebie sto procent. Do tego trochę szczęścia i będzie lepiej. Nie powinniśmy kombinować w naszych skokach, bo one nie są złe - podsumował Kot.