Polscy skoczkowie wracają z Japonii w słodko-gorzkich nastrojach. Powody do radości ma Maciej Kot, na przeciwnym biegunie jest Kamil Stoch, natomiast Łukasz Kruczek jest umiarkowanie zadowolony z występów podopiecznych...
Dla Macieja Kota miniony weekend był - po Zakopanem - drugim najbardziej udanym w tym sezonie. Dwunaste i trzynaste miejsce potwierdzają, że Polak wraca do światowej czołówki.

- To był dla mnie bardzo udany weekend. Moje skoki były dobre, równe i dalekie. Utrzymałem poziom z Zakopanego, wyniki także są podobne - cieszył się po zawodach Kot.

Forma zakopiańczyka od pewnego czasu idzie w górę. Czy możemy się spodziewać, że wkrótce nadejdą upragnione lokaty w dziesiątce najlepszych zawodników Pucharu Świata?

- Nie chcę niczego gwarantować ani obiecywać, ale czuję, że ustabilizowałem formę. Jeśli będę cierpliwy i dalej pójdę dobrą drogą, będzie dobrze. Potrzebuję stabilizacji przed kolejnym postępem, jakim będzie wejście do czołowej dziesiątki - przyznał w rozmowie dla Przeglądu Sportowego.

Z występów podopiecznych umiarkowanie zadowolony był Łukasz Kruczek:

- Bardzo dobre konkursy są wtedy, kiedy suma punktów jest zbliżona do stu albo większa. Te w Sapporo były solidne.

Szkoleniowiec przyczyny słabszych występów Kamila Stocha, który - po niezłych wynikach w Zakopanem - znów nie oddawał dobrych skoków, a drugiego dnia rywalizacji nie zakwalifikował się do drugiej serii konkursowej:

- W sobotę Kamil miał problemy z pozycją najazdową. W niedzielę pod tym względem było lepiej, jednak trafił na złe warunki - w tej sytuacji skok musiałby być idealny, żeby można było walczyć - zakończył trener kadry A.