Podczas dzisiejszej drużynówki Maciej Kot był drugim - po Kamilu Stochu - najmocniejszym ogniwem polskiego zespołu. Zakopiańczyk podkreśla, że w powrocie do formy pomogły mu treningi w Szczyrku...
- Skoki były równe i dobre - takie, jakich wszyscy dziś ode mnie oczekiwali - podsumował swój występ Kot, który wskazał na czynnik prowadzący do tak dobrych występów: - W takim sporcie jak skoki są pewne sprawy nie do wyjaśnienia, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni wykonaliśmy sporo pracy, zwłaszcza w Szczyrku. Opuściłem mistrzostwa świata, dużo trenowałem na mniejszej skoczni - to główny powód mojej dobrej dyspozycji - przyznał.

Kot od pewnego czasu dobrze spisywał się na treningach, ale nie potrafił tych prób powtórzyć w konkursach. Teraz to się zmieniło.

- Na treningach skakaliśmy bardzo dobrze, a gdy przychodziły zawody, skoki były takie same, ale rywale skakali lepiej. Ostatnio nie byłem pewny, na jakim poziomie są przeciwnicy. Gdy wczoraj porównaliśmy te skoki z konkurencją, wiedzieliśmy że jest dobrze - tak jak powinno być od początku sezonu. Wiedziałem, że stać nas na walkę o podium - mówił. - Teraz na treningach jest dobrze, na zawodach równie dobrze. Cały czas nad tym pracowaliśmy, jednak to pierwszy weekend, kiedy udało się to osiągnąć.

Zakopiańczyk tradycyjnie pochwalił wspaniałą publiczność, zgromadzoną pod Wielką Krokwią.

- Bardzo dziękuję za gorący doping. Najlepsi kibice na świecie pokazali, co potrafią. Biało-czerwona kraina czarów poniosła nas na podium - mówił do publiczności tuż po dekoracji. Z kolei dziennikarzom tłumaczył, że ten doping niekoniecznie musi pomagać. - Trzeba całą tę energię wykorzystać pozytywnie. Ona może działać dwojako - może sparaliżować, ale może też ponieść i dać radość.

Teraz przed Kotem kolejne wyzwanie - niedzielny konkurs indywidualny. Jaki ma cel?

- Taki jak na dziś: oddać swoje, normalne skoki - tak, żeby schodząc ze skoczni być zadowolonym i żeby kibice również byli zadowoleni - zakończył.