Krzysztof Biegun bez problemu awansował do niedzielnego konkursu indywidualnego, choć w kwalifikacjach nie obyło się bez przygody, wynikającej z pewnego nieporozumienia...
- Nie potrafię sobie wyobrazić, jak zdążyłem skoczyć. Przeszedłem kontrolę, zapiąłem narty, wszystko na czas. Próbuję wchodzić na belkę, a starter pokazuje mi gest ręką - nie wiem, co miał na myśli - czy żebym wchodził, czy stał. Odebrałem ten komunikat jako "stój!" - opowiadał przejęty Biegun. - Byłem pewien, że zresetują odliczanie. Pomyliłem się. W siódmej sekundzie zielonego światła nadal stałem przed belką. Starter do mnie: "Szybko, jedź". Zdążyłem wejść na belkę ślizgiem; nie wiem, jak trafiłem do torów; od razu pojechałem.

Mimo tego napięcia Polakowi udało się skoczyć na odległość 122 metrów, a 27. miejsce w kwalifikacjach dało mu pewny awans. Biegun jest zadowolony z coraz lepszej formy i - jak sam przyznaje - poprawa wynika ze zmiany nastawienia:

- Chyba mniej przejmuję się wszystkim. Wcześniej za dużo myślałem. Patrzę do przodu z optymizmem, staram się podchodzić do wszystkiego z uśmiechem. Gdy bardziej się spinałem, wyniki były inne - zakończył.