Norwegowie powtórzyli swój wyczyn z 2006 roku i ponownie zostali najlepszymi lotnikami świata. Uczynili to w imponującym stylu, gdyż nad rywalami wypracowali sobie przewagę aż 110 punktów.
- To niewiarygodne, że cała drużyna skakała tak dobrze - powiedział Anders Fannemel, który latał dziś najdalej spośród podopiecznych Alexandra Stöckla.

Dużą siłę norweskiej ekipy stanowili skoczkowie o stosunkowo niewielkim doświadczeniu. Mimo to Daniel Andre Tande i Johann Andre Forfang doskonale poradzili sobie z obciążeniem psychicznym, które w zawodach drużynowych jest przecież dużo większe.

- Jeszcze nigdy w swoim życiu nie byłem tak zdenerwowany, ale wydaje mi się, że dobrze poradziłem sobie z presją - przyznał Tande. - To coś niewiarygodnie wielkiego. Brak mi słów. To wyjątkowe, szczególnie po moim wczorajszym upadku - cieszył się Forfang, który wczoraj nie ustał skoku na odległość 240 metrów.

Jako ostatni w konkursie startował Kenneth Gangnes. Aby przypieczętować mistrzostwo świata, srebrny medalista konkursu indywidualnego musiał uzyskać jedynie ok. 130 metrów, jednak nie kalkulował i poleciał na odległość 218,5 metra.

- Chłopcy są szaleni. Zrobili wszystko, żebym na końcu miał łatwe zadanie. Czuję dumę, że jestem częścią tej drużyny - zakończył Gangnes.