Tegoroczny Turniej Czterech Skoczni był dla Polaków najgorszym od szesnastu lat. W konkursie w Bischofshofen podopieczni Łukasza Kruczka znów byli tłem dla najlepszych. Najwyżej sklasyfikowanym biało-czerwonym okazał się Stefan Hula, który zajął dopiero 24. miejsce.
Z piątki Polaków do drugiej serii konkursu w Bischofshofen awansowało trzech. Niestety cała trójka zakończyła zawody w trzeciej dziesiątce. Najlepiej spisał się Stefan Hula, o którym można powiedzieć, że obecnie skacze najrówniej w naszej reprezentacji. Przed sezonem nikt chyba nie sądził, że ten doświadczony zawodnik będzie jednym z jej najmocniejszych ogniw w Turnieju Czterech Skoczni.

- W poprzednich latach albo mnie tutaj nie było, albo były pojedyncze punkty - a tutaj forma jest na trzecią dziesiątkę. Wiadomo, chciałoby się więcej, ale nie mogę niczego na siłę zrobić, bo - tak jak w Oberstdorfie - bym to wszystko popsuł. Gdybym złapał trochę świeżości, może byłoby trochę lepiej. Ale jest, co jest, i trzeba to przyjąć - mówił po konkursie Hula.

O ogromnym szczęściu może mówić Andrzej Stękała. Zakopiańczyk w pierwszej serii uzyskał zaledwie 119 metrów, ale mimo to awansował do serii finałowej. Wszystko za sprawą jeszcze słabszego skoku jego konkurenta w systemie KO - Stephana Leyhe.

- Miałem szczęście, ale przeciwnik był trudny. Jak by nie patrzeć, wygrałem z nim i mam powody do zadowolenia - mówił Stękała.

Dla młodego skoczka był to drugi konkurs, w którym wywalczył punkty Pucharu Świata. Za nim również pierwszy w karierze występ w Turnieju Czterech Skoczni.

- Szkoda, że Turniej już się kończy, bo atmosfera jest świetna i wszystko jest tak zorganizowane, że aż miło. Kiedyś trofeum za zwycięstwo trafi w moje ręce; na pewno, musi, będę o to walczył - mówił po konkursie z uśmiechem na twarzy Andrzej Stękała.

W Bischofshofen wreszcie punktował Maciej Kot. Mimo porażki w parze z Richardem Freitagiem awansował do drugiej serii jako "szczęśliwy przegrany". Ostatecznie do swojego pucharowego dorobku dopisał trzy punkty za 28. miejsce.

- Skupiłem się na wykonaniu założonego zadania i zrobienia kroku naprzód - i ten krok dzisiaj wykonałem. To taki mały kroczek, ale cieszy, że w dobrą stronę. Chciałoby się nazbierać tutaj więcej punktów, ale jest lepiej niż w poprzednich startach. Tam punktów nie było, tu parę będzie. Konkurs oceniam pozytywnie. Chce się więcej, ale dobre rzeczy czasem potrzebują czasu. Po pierwszym skoku, gdy wiedziałem, że załapię się do drugiej serii, ciężar gdzieś opadł. Druga próba nie była dużo gorsza od pierwszej, w końcu były dwa dobre skoki w zawodach i to cieszy - opowiadał po konkursie Kot.

W dzisiejszych zawodach całkowicie zawiedli Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Obaj przegrali rywalizację w swoich parach i zawody zakończyli po pierwszej serii. Zwłaszcza ten drugi skoczył bardzo słabo, uzyskując zaledwie 116,5 m.

- Ten skok w konkursie trochę był za wcześnie zaczęty, przez co narta mi nie wyszła zaraz za progiem - mówił fachowo. - Próg nie oddał i brakowało wysokości, zwłaszcza że warunki się zmieniły i wiało lekko z tyłu - tłumaczył przyczyny swojej wpadki Kubacki.

Na kolejne zawody Pucharu Świata do Willingen nasza ekipa uda się bez Kamila Stocha, który - wraz z Klemensem Murańką i Piotrem Żyłą - będzie trenował w Szczyrku. Do Niemiec, ale na zawody Pucharu Kontynentalnego, uda się za to Dawid Kubacki.

- Spodziewałem się, że pojadę na Puchar Kontynentalny do Garmisch-Partenkirchen już po konkursie w Engelbergu, byłem na to przygotowany - tłumaczył Kubacki.