Mały krok dla reprezentacji, żaden - dla Kamila Stocha. Nawiązując do słynnej wypowiedzi Neila Armstronga, tak można podsumować występ polskich skoczków w Innsbrucku...
Zdecydowanie najlepszym spośród naszych reprezentantów był dziś Kamil Stoch (szesnaste miejsce). Nie można jednak powiedzieć, by mistrz olimpijski był zadowolony ze swojego występu.

- Nie zrobiłem kolejnego kroku do przodu. Jestem trochę rozczarowany, zły. Spodziewałem się, że będzie znacznie lepiej. Tak bywa - taki jest sport, takie są ostatnio skoki. Rozczarowań i złości było sporo, więc ta sytuacja nie jest dla mnie nowa - mówił rozgoryczony. - W pierwszym skoku nie utrzymałem pozycji najazdowej. W drugim to poprawiłem, ale spóźniłem odbicie - skomentował swój występ.

Stoch podkreśla, że twardo stąpa po ziemi i nie liczy, że nagle pojawi się w czołówce.

- Nie spodziewałem się, że mogę zrobić jakieś cuda w konkursie. W obecnej dyspozycji nie stać mnie jeszcze, by wskoczyć do czołowej szóstki - nie jestem w stanie zrobić tego fizycznie - mówił zawodnik, który teraz udaje się do Bischofshofen: - Nie mam nic do stracenia. Skoro już tu jestem, to trzeba jechać, startować i robić, co się da, żeby było lepiej.

Awans do finału wywalczyli także Stefan Hula i Dawid Kubacki. Ten ostatni zajął 24. miejsce, mimo przegranej w parze z Tomem Hilde:

- Spieprzyłem swój skok, przegrałem w parze i musiałem czekać, co będzie dalej - nie szczędził słów Kubacki. - Brakuje mi swobody. Nie denerwowałem się jakoś bardzo, ale delikatny stres jeszcze pojawia się na zawodach, muszę nad tym popracować. Skoki nie wychodzą jak trzeba, ale to detale, które powinienem pokonać z najbliższym czasie. Spokojna głowa pomoże mi ustabilizować dyspozycję. Będę robił co w mojej mocy, by było lepiej już w Bischofshofen.

Dobrych skoków z kwalifikacji nie powtórzył Stefan Hula - 27. zawodnik dzisiejszego konkursu:

- Te skoki nie były takie jak wczorajszy w kwalifikacjach. Nie były czyste na progu, w ciężkich warunkach tego zabrakło, by odlecieć. Gdybym dzisiaj oddał takie skoki, byłbym z siebie bardziej zadowolony. A tak pozostał żal... Nie cofnę jednak czasu, za dwa dni walczymy dalej. Bardzo miło wspominam Bischofshofen, zawsze mi się tam dobrze skakało - przyznał zawodnik ze Szczrku.

Niewiele słabszy od Huli był w pierwszej serii konkursowej Maciej Kot, jednak 115 metrów nie wystarczyło, by pokonać bardzo dobrego dziś Andreasa Wanka

- Jestem rozczarowany. Optymizm wciąż gdzieś jest, bo codziennie pokazuję sobie, że potrafię skakać. Nie radzę sobie tylko w zawodach - nie wiem dlaczego, trzeba znaleźć odpowiedź. Skoki są dobre, ale nie wtedy, kiedy trzeba. Będzie dobrze, gdy w konkursie skoczę tak jak na treningu.

Zakopiańczyk wciąż poszukuje pomysłów na poprawę dyspozycji w konkursach. Co zaskakujące - dziś nie mówił nic o kombinezonie:

- Współpracuję z psychologiem i zrobiłem duże postępy w zakresie różnych aspektów psychiki. W tej chwili jedynym elementem, jaki do końca nam nie wychodzi, jest skakanie w zawodach. Ale jesteśmy w stanie to ogarnąć i wymyślimy coś, co sprawi, że to się odwróci.

Kot podkreśla, że - jego zdaniem - problem leży głównie w psychice:

- Tu nie jest potrzebny trening, a zupełny odpoczynek i reset psychiczny - ale chyba jeszcze nie w tej chwili. Na treningu psychiki nie wyćwiczę. Pamiętam lata, kiedy na treningach skakałem bardzo źle, a w konkursie potrafiłem skoczyć dużo lepiej i walczyć o najwyższe miejsca. Wtedy sam narzucałem na siebie presję. Może więc trzeba nakręcić się, że muszę oddać dobry skok - może to zadziała? - zastanawiał się Kot.