Miesiąc przed rozpoczęciem sezonu Robert Kranjec upadł w Innsbrucku, doznając kontuzji łokcia i musiał przejść operację. Dzisiaj nie mógł odnaleźć się na Bergisel i nie przebrnął przez kwalifikacje.
- Pierwszy skok, z powodu upadku, potraktowałem bardziej asekuracyjnie, ale nie miało to wpływu na występ w kwalifikacjach. Tę próbę trochę spóźniłem, a na tej skoczni po takim błędzie trudno to potem nadrobić w powietrzu. Jestem rozczarowany - powiedział po kwalifikacjach Kranjec.

Po nieudanych startach w niemieckiej części turnieju do Słowenii wrócił najpierw Jurij Tepeš, a po kwalifikacjach do ojczyzny pojechali również Anže Semenič i Robert Kranjec. Wszyscy ci zawodnicy będą jutro trenować na skoczni w Planicy, a następnie powrócą do rywalizacji w Bischofshofen.

- Ciągle nie mogę nabrać pewności, bo cały czas jestem na krawędzi. Odczucia są jednak dobre - stwierdził.

Jednak bój swojego młodszego kolegi z Severinem Freundem będzie bacznie obserwować. Kiedy w Garmisch-Partenkirchen Prevc oddał swój drugi skok, to właśnie Robert Kranjec wbiegł na wybieg skoczni i podniósł kolegę.

- Na Petra czekałem już podczas poprzedniego konkursu w Oberstdorfie, ale tam się nie udało. Nie mam kontuzjowanego kolana, żebym nie mógł go podnieść - żartował.

Zdaniem najstarszego skoczka w ekipie Gorana Janusa, obecnie Prevc jest najmocniejszym zawodnikiem, a to, że nie wygrywa wszystkich konkursów, jest efektem tego, że kombinezony innych skoczków nie są w pełni zgodne z przepisami:

- Peter jest obecnie nie do pokonania. Gdyby Niemcy, dwóch Austriaków i wszyscy Norwegowie mieli kombinezony w porządku, to Peter wygrywałby każdy konkurs do końca sezonu. Jest klasę przed drugim, a co dopiero przed resztą - ocenił Kranjec.