Anders Fannemel oddał najdłuższy skok w dzisiejszych kwalifikacjach w Innsbrucku, jednak mimo imponującej odległości 130,5 metra i nienagannego stylu nie zwyciężył przez niskie noty sędziowskie.
Anders Fannemel jako jedyny w kwalifikacjach przekroczył granicę 130 metrów. W swojej próbie uniknął większych błędów, ale mimo to noty sędziowskie wahały się od 16 do 19 punktów (18,5 - 16,0 - 17,0 - 19,0 - 18,0). Oceny sędziów zirytowały norweskiego skoczka, który przez to nie otrzymał gratyfikacji finansowej w wysokości dwóch tysięcy euro za zwycięstwo w kwalifikacjach.

- Czuję się pozbawiony tego. Szczególnie ocena jednego sędziego, który dał mi szesnaście punktów, jest moim zdaniem stanowczo za niska. Może jestem tutaj trochę stronniczy, ale myślę, że zasłużyłem co najmniej na 18,5 - stwierdził rozżalony Fannemel.

Co ciekawe, najniższą notę przyznał mu jego rodak - Jørn Larsen.

- Uważam, że długi skok zakończyłem dobrym lądowaniem, a mimo to dostałem "szesnastkę" od jednego sędziego. W takich chwilach zaczynasz się zastanawiać: czy oni tam śpią? To mnie irytuje, ale jedyne, co mogę robić, to dobrze skakać. Zwykle sędziowie dobrze wykonują swoją pracę, ale teraz czuję, że coś przeoczyli - wyjaśniał norweski skoczek.

- To strasznie zły styl sędziowania, zwłaszcza w wykonaniu norweskiego sędziego. Austriak dał zupełnie inną ocenę, doceniającą ten skok - "dziewiętnastkę". Zrobię, co w mojej mocy, aby dowiedzieć się, dlaczego norweski sędzia dał szesnaście punktów - zapowiedział szef norweskich skoków Clas Brede Bråthen.

Sprawca całego zamieszania - Jørn Larsen - uważa, że krytyka jest zbyt surowa.

- Nie jestem pewny, czy takie zarzuty powinny być stawiane na podstawie jednego skoku. Widzę, że byłem jedynym, który dał szesnaście punktów, ale z mojego punktu widzenia tak to wyglądało. Obraz lądowania na moim monitorze nie przedstawiał wzorowego lądowania - stwierdził sędzia.