Trzynaste miejsce zajęte w kwalifikacjach nie przyniosło Maciejowi Kotowi szczęścia w konkursie. Co mówi sam zainteresowany o swoim niepowodzeniu w pierwszej serii?
- Skok generalnie był słaby, niestety nie powtórzyłem tego z kwalifikacji. Miałem drobne problemy na dojeździe przed samym progiem i to zaważyło na odległości - ocenił Kot, który w eliminacjach uzyskał 95,5 m, a godzinę później lądował 4,5 metra bliżej.

Zakopiańczyk podkreślił, że pogoda w Lillehammer znacznie poprawiła się w stosunku do poprzednich dni:

- Warunki na skoczni były dzisiaj bardzo dobre, troszkę tylko wiatr dawał się we znaki. Niby nie był mocny, ale czasami zmieniał kierunek. Raz wiało z przodu, raz z tyłu - i to wpływało nieco na wyniki, ale nie tak bardzo jak wczoraj. Ogólnie warunki były bardzo dobre.

Kot od momentu ogłoszenia decyzji o przeniesieniu rywalizacji na mniejszy obiekt nie ukrywał swojej radości - czego wyraz dawał m.in. na Twitterze. Po zakończeniu zawodów nie zmienił zdania:

- Myślę, że decyzja o przeniesieniu zawodów na normalną skocznię była bezpiecznym rozwiązaniem. Można było ryzykować i skakać na dużej, ale w przypadku, kiedy warunki by się pogorszyły, już nie byłoby szans przeniesienia konkursu na mniejszą. Według prognoz późnym popołudniem miało zacząć wiać, co się sprawdziło. Myślę więc, że na dużej skoczni trochę by to trwało. Ogólnie była to dobra decyzja. Lepiej przeprowadzić całe zawody na mniejszej skoczni niż je odwoływać - ocenił.

Czy po występach w Lillehammer Maciej Kot wybiera się na kolejne zawody Pucharu Świata - tym razem do Niżnego Tagiłu?

- Myślę, że tak - przyznał. - Wczorajsze skoki były dobre, dzisiaj kwalifikacyjny też. Sądzę więc, że próba konkursowa nie zaważy na tym, żebym miał nie wystąpić w Rosji - zakończył.