Dawid Kubacki, mimo że ukończył już 25 lat, nie ma na swoim koncie zbyt wiele sukcesów. Reprezentant Polski ma nadzieję, że w końcu uda mu się namieszać w czołówce Pucharu Świata.
Wychowany w Nowym Targu skoczek od zawsze marzył o tym, aby latać. W dzieciństwie przyklejał sobie do ramion kartonowe skrzydła, zbiegał z osiedlowej górki i próbował wzbić się w powietrze. Swoje pragnienia realizuje teraz na co dzień...

- Czasem pojawia się to uczucie, że jesteś trochę jak ptak. Doświadcza się tego przy takich fajnych, długich skokach, gdy wszystko robisz perfekcyjnie i po dobrym odbiciu masz kontrolę nad lotem, do pewnego stopnia możesz swoim ciałem sterować. Po czymś takim wyrzut adrenaliny do organizmu jest tak duży, że trzęsą ci się ręce. Wspaniała sprawa - opowiada Dawid Kubacki, który swoje marzenia zrealizował na skoczni narciarskiej.

- Szok przeżyłem przy pierwszych skokach na "mamucie". Niestety, na pierwsze loty pojechałem do Harrachowa, tamtejsza skocznia już z samego wyglądu jest straszna. Wychodząc na górę pierwszy raz zadałem sobie tylko jedno pytanie: co ja tu, k..., robię? W miarę szybko się opanowałem, bo była mgła i pomyślałem sobie: "Dobrze jest, nic nie widać, jadę. Niech się dzieje wola nieba". Przetrwałem, a potem już było OK - dodaje.

Do tej pory 25-latek nie odgrywał pierwszoplanowej roli w narodowej drużynie. Na swoim koncie ma wywalczony brązowy medal mistrzostw świata z Val di Fiemme (2013), sukcesów indywidualnych - brak. Aż do teraz. Tego lata wygrał dwa konkursy Grand Prix oraz wywalczył dwa tytuły mistrza Polski.

- To czarny koń nadchodzącego sezonu. Nieźle jak na zawodnika, który po poprzednim, nieudanym sezonie zimowym został przesunięty przez trenera Łukasza Kruczka z kadry A do kadry B. Krok w tył, który okazał się trzema krokami do przodu - ocenia prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner.

- Duma nie była urażona; to coś, co mi pomogło. Chyba potrzebny był mi właśnie taki kop. Wiem, że letni okres przepracowałem najlepiej, jak umiałem, nie zaniedbałem żadnego elementu. Powiem jednak tak: wierzę głęboko w to, że stać mnie na walkę o zwycięstwa. Po to przecież się trenuje. Gdybym nie wierzył w swoje możliwości, to już dawno odstawiłbym narty w kąt, bo nie miałoby to wszystko sensu - dodaje Kubacki.

Trener kadry B Maciej Maciusiak przyznał, że największym wyzwaniem mieszkańca Nowego Targu było to, żeby skakać dalej, a nie wyżej.

- Pracowaliśmy zwłaszcza nad techniką odbicia, teraz moje skoki z boku wyglądają całkiem inaczej - ocenia Kubacki.

Brązowy medalista z Val di Fiemme jest jednym z tych skoczków, u których w decydujących momentach zawodziła psychika. Dlatego podjęto regularną współpracę z psychologiem Marzeną Herzig z krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

- W poprzednich latach pojawiało się u mnie zniechęcenie. Coś nie wychodziło i już człowiek zaczynał się wkurzać, że sprawy nie idą po jego myśli. A jak się denerwowałem, to było jeszcze gorzej, a jak było gorzej, to bardziej się denerwowałem. Z takiej pętli trudno się wyrwać. W końcu dostrzegłem, że zaniedbałem tę kwestię treningu psychologicznego. Teraz czuję różnicę w sytuacjach startowych - twierdzi.

- Praca z psychologiem to praca nad koncentracją, żeby zewnętrzne bodźce, które mogą rozpraszać, nie miały na ciebie wpływu. To z boku może wydać się śmieszne, ale nawet drobnostki potrafią "rozbić" człowieka tuż przed startem. Praca z psychologiem jest po to, żebyś był w stanie nawet w najtrudniejszym momencie skupić się na swoim zadaniu, bez względu na okoliczności.

Kubacki od dzieciństwa pasjonuje się modelarstwem. W swojej kolekcji ma mnóstwo samolotów. A jakie jest największe marzenie skoczka? Zrobić licencję na szybowiec.

- Miałem już możliwość polatać, chwycić za stery. To coś fantastycznego. W powietrzu człowiek czuje się wolny. Na skoczni też to odczuwasz, ale tylko przez kilka sekund - mówi.