Ostatnie konkursy tegorocznego Pucharu Świata wywołały sporą dyskusję dotyczącą ocen za styl i pracy sędziów, z której nie do końca zadowoleni są zarówno zawodnicy, jak i trenerzy oraz działacze.
Oceny sędziowskie często mają decydujący wpływ na ostateczne wyniki konkursu - widzieliśmy to chociażby na przykładzie pierwszego konkursu w Oslo, kiedy Severin Freund pokonał Petra Prevca zaledwie o 0,3 punktu - głównie za sprawą ocen za styl. Kamil Stoch od pewnego czasu był przez sędziów niżej oceniany, a wspomniany już Prevc i Jurij Tepeš w Planicy otrzymali "notę marzeń" w postaci pięciu dwudziestek, co w skokach narciarskich jest prawdziwą rzadkością.

Najbardziej doświadczony skoczek w słoweńskiej ekipie - Robert Kranjec - przyznał, że nie do końca zgadza się z ocenami sędziów i proponowałby nieco inne rozwiązanie:

- Czasami sędziami są osoby, które w życiu nie były skoczkami. Byłem zaskoczony, że Peter za drugi lot dostał pięć dwudziestek. W mojej opinii bardziej na nie zasłużył pierwszym, kiedy poleciał na odległość 248,5 metra i wylądował z telemarkiem. Myślę, że powinniśmy wprowadzić profesjonalnych sędziów. Najlepiej by było, gdyby wykonywali to jako płatną usługę i aby część z nich wymieniała się między sobą. Znam kilku słoweńskich sędziów, z których nikt nie skakał. Może powinni być zatrudniani byli skoczkowie, bo sędziowie wielokrotnie wpływają na wynik - wyjaśniał Kranjec.

Jelko Gros, członek podkomisji do spraw sprzętu i rozwoju przy komisji skoków FIS, zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię - noty zależne są w dużej mierze od uzyskiwanych odległości:

- Ktoś, kto ma słabe warunki w powietrzu, jest karany dwukrotnie. Najpierw ma wiatr w plecy, a przy lądowaniu dostaje słabsze oceny, bo sędziowie nie widzą, jak świetnie skoczył, a po prostu wiatr sprawił, że wylądował bliżej. Punkty za wiatr rekompensują to w 70%, co oznacza, że jeśli zawodnik ma wiatr w plecy, jest stratny 30% w porównaniu z tymi, którzy mają wiatr pod narty. Wypadałoby więc coś z tym zrobić.

Członek podkomisji do spraw przepisów, delegatów technicznych i sędziów Janez Bukovnik podkreśla, że praca sędziów jest weryfikowana, a ci, którzy popełniają błędy, nie pozostają bezkarni:

- W przeszłości było tak, że sędzia dał ocenę 17,5 i nie wiedziałeś dlaczego. Teraz musi przy każdej fazie napisać, dlaczego ją tak ocenił. I z tego widać, czy popełnił błąd. To bardzo ważna rzecz. Te informacje nie idą do informacji publicznej. Nasza grupa robocza przygląda się ich pracy. Ci, których oceny odbiegają od pięciu do dziesięciu procent, są ostrzegani. Błędy w zakresie większym niż 10% oznaczają sankcje. Kary są srogie, na przykład rok zakazu sędziowania na zawodach Pucharu Świata i Pucharu Kontynentalnego.

Bukovnik dodaje, że co roku temat not sędziowskich jest poruszany na zgromadzeniach FIS. Zdaniem działaczy system sędziowania jest przejrzysty i "mierzalny":

- Co roku jest jakiś nowy drobiazg przy ocenianiu. W tym roku wprowadziliśmy nowość w postaci 0,5 punktu za najazd na próg. Jesteśmy też bardzo ostrożni przy sędziach, którzy oceniają swoich zawodników - wyjaśniał.

Bukovnik odniósł się również do sugestii Grosa, dotyczącej "podwójnego karania" zawodników skaczących w słabszych warunkach:

- O tym będziemy musieli pomyśleć. Skoczek, który skacze wysoko - na przykład Freund - dostaje pół punktu więcej, a ten, który przemyka tuż nad zeskokiem, jest gorzej oceniany. Są niuanse, na które trzeba będzie wpłynąć. Poza tym rekompensata za wiatr dla tych, którzy mają wiatr w plecy, jest nie do końca poprawna. Zrobiliśmy kilka wyliczeń, że istnieje wiatr od szczytu, który przyciska zawodnika do ziemi. Trzeba będzie zbadać również ten aspekt. Różnica pomiędzy współczesnością a przeszłością jest oczywista. Kiedyś skakaliśmy w spodniach i byliśmy w powietrzu jak kamień, a przy obecnym sprzęcie każdy podmuch ma wpływ na występ skoczka.

Czy system oceniania będzie w przyszłym sezonie wzbudzał mniej kontrowersji? Zapewne nie. Miejmy nadzieję, że dalsze działania FIS w jakimś stopniu poprawią pracę sędziów.