Roman Koudelka był pierwszym liderem tegorocznego Pucharu Świata. Czech przyznaje, że pod koniec sezonu zabrakło mu motywacji - poniekąd za sprawą nieuczciwych kombinacji przy kombinezonach w innych ekipach...
Dla Koudelki był to najlepszy sezon w karierze. Czech zakończył go na siódmym miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, z czterema zwycięstwami w konkursach; jednak ani w Turnieju Czterech Skoczni, ani na mistrzostwach świata w Falun nie stanął na podium.

- Sezon oceniam pozytywnie. Było trochę problemów - Turniej Czterech Skoczni czy mistrzostwa świata nie były najlepsze; nie było to tym, czego chciałem. Ale dla mnie ten sezon był testem, na przyszłą zimę mamy zaplanowane duże zmiany, dotyczące fazy lotu i tym podobnych. Myślę, że za rok będzie dużo lepiej i może w końcu będę walczył o lepszą lokatę - wyjaśniał Koudelka. - Kiedy patrzę na ten sezon, myślę, że nie mam czego się wstydzić. Ukończyłem go na siódmym miejscu i wierzę, że to będzie szczęśliwa siódemka i przysłowiowa odskocznia na kolejne sezony. Spełniły się moje marzenia. Wygrałem konkurs Pucharu Świata, mogłem założyć plastron lidera, a to było bardzo przyjemne uczucie. Kiedy człowiek tego doświadcza, daje to motywację na kolejne lata. Mieć na sobie tę koszulkę - to było niewiarygodne uczucie, ale nigdy by mi się to nie znudziło. Gdybym miał medal z mistrzostw albo był na podium Turnieju, wtedy pewnie motywacja byłaby mniejsza. Nic z tego nie mam, więc cały czas mam motor do dalszej jazdy. Siódma lokata jest wspaniała, ale to na pewno nie miejsce, w którym chcę się zatrzymać. Richie [Schallert] powiedział, że chce, abym za rok walczył jak Peter Prevc o podium w klasyfikacji generalnej. To jest dla nas wielka motywacja.

Końcówka sezonu stanowczo nie była dla Koudelki najlepsza. Kryzys nadszedł po mistrzostwach świata i - jak przyznaje Czech - poniekąd wiązało się to ze spadkiem motywacji:

- Trochę nad tym myślałem; nie wiem zupełnie, dlaczego tak się stało. Pójdę do pani psycholog Sládečkovej, to się tym zajmiemy. Do mistrzostw było wszystko w porządku, same mistrzostwa były na krawędzi; brakowało tam iskry, nie było szczęścia; nie wiem, czym to bylo spowodowane. Poza tym ciężko jest, kiedy nad tobą są zawodnicy, którzy w Pucharze Świata doszli tak daleko. Ja byłem siódmy, ale do tych najlepszych była ogromna strata. Może to było spowodowane tym. Poza tym mi nigdy koniec sezonu nie wychodził - przyznał Czech.

Dodatkowo demotywujący i dekoncentrujący wpływ - jego zdaniem - miały nieczyste zagrania innych ekip i ich kombinacje przy kombinezonach:

- Kiedy patrzę wstecz na to wszystko, wiem, że inni zaczęli trochę oszukiwać z kombinezonami. Nie czułem się z tym dobrze. Wiedziałem, że muszę skoczyć dużo lepiej niż pozostali, a to i tak nie było w pełni to. Gdybym koncentrował się na własnym zadaniu - tak teraz myślę - byłoby lepiej. Ale wszystkie złe rzeczy, które się działy, mam w pamięci i wierzę, że wyciągnę z tego naukę na przyszłość. Tylko Prevc miał kombinezon taki jak ja. Ale dowiedziałem się, że on na tym się nie koncentrował, pozostał skupiony na swoich skokach. To stworzyło różnicę między nami. Ja zajmowałem się tym cały czas, skarżyłem się, że oni mają to lepsze, a ja muszę zrobić coś lepiej. On się od tego odciął i widać, że dzięki temu poszedł do przodu, a ja zrobiłem krok do tyłu.

Rywalizację na finiszu Pucharu Świata wszyscy śledzili z zapartym tchem. Czech przyznaje, że w tym starciu kibicował Słoweńcowi, który - podobnie jak on - był "pokrzywdzony" w tym wyścigu zbrojeń:

- To było niewiarygodne. I bardzo chciałem, aby Petrowi się udało. Był jednym z nielicznych, którzy przez cały sezon mieli przepisowy kombinezon. Myślę, że przez całą zimę skakał najlepiej. Ale niestety skończyło się w ten sposób. Obaj mieli taką samą liczbę punktów i zdecydowały zwycięstwa, szkoda go. Ale uważam, że za rok musi już wygrać. Dla mnie jest najbardziej stabilnym skoczkiem. Czapki z głów za to, co tutaj pokazał - powiedział Koudelka.

Ten udany dla Koudelki sezon był pierwszym w nowej "kadencji" Richarda Schallerta. Skoczek wielokrotnie podkreślał zasługi szkoleniowca i ceni sobie współpracę z nim:

- Z Richardem wprowadziliśmy wiele zmian w treningu. Myślę, że to będzie widoczne w przyszłym sezonie. Jestem bardzo szczęśliwy, że Richie jest u nas. Wielkie podziękowania dla niego za to, że udały mu się ze mną rzeczy niemożliwe, jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Wiem, że ta końcówka mi nie wyszła; trochę tego szkoda, ale tak jest, a siódme miejsce w generalce to duży sukces.

Podczas gdy większość zawodników udaje się teraz na długie i zasłużone wakacje, Czesi takowych nie planują, będą bowiem od razu koncentrować się na przygotowaniach do kolejnego sezonu:

- Przemieszczam się jakieś 150 km od Planicy, gdzie z przyjacielem do piątku będziemy jeździć na nartach. Od poniedziałku pierwszy trening, więc w sumie nie będzie jakiegoś dłuższego wolnego. W kwietniu przyjdzie czas, aby pracować nad siłą nóg i ćwiczyć technikę. Miesiąc ćwiczeń, a potem jakieś dziesięć dni wolnego - i znów trening. Nie będzie żadnej dłuższej przerwy. Dla mnie to ważne, że nie muszę nigdzie jeździć na treningi i mogę być w domu - wyjaśniał Koudelka.

25-latek zdradził również, że w przyszłym sezonie na starcie nie zabraknie Jakuba Jandy:

- Zdecydowanie. Rozmawialiśmy o tym - i Janne Ahonen, i Noriaki Kasai będą kontynuować. Dzięki Noriakiemu sporo skoczków przedłużyło swoje kariery. Każdy widzi, że da się również w jego wieku. Dlatego myślę, że Jakub nie ma powodu, aby kończyć karierę.