Ostatni konkurs sezonu był dla Petra Prevca dramatyczny. Słoweniec nie potrzebował jednak dużo czasu, aby przełknąć gorycz "zwycięskiej porażki" i uznać wyższość zdobywcy Kryształowej Kuli.
Po latach okazało się, że można zająć pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a nie zdobyć Kryształowej Kuli. Jak Peter Prevc przeżył ten ostatni, dramatyczny dzień sezonu?

- Przeżyłem wszystko, co możliwe. Czułem spokój i napięcie... Wiedziałem, jaki wynik muszę mieć, a jakiego nie. Miałem świadomość, że nic innego niż zwycięstwo mi nie zostało. Całą drogę, którą pokonałem przed drugim skokiem wyciągiem, mówiłem sobie, że muszę pozostać skupiony na skoku. Potem wszystko było tak jak we wcześniejszych dniach, ale Jurij tym razem przebił ścianę i wygrał - żartował Prevc. - Bardzo się trudziłem, aby zyskać ten spokój. Miałem wizję, ideę, jak zabrać się za skok, dlatego nie patrzyłem, jak daleko skoczyli ostatni zawodnicy. Czekałem tylko na moją kolej.

Pytany, co poszło nie tak w jego skoku, że nie udało mu się polecieć kilka metrów dalej, odpowiedział:

- Nie wiem. Nie udało mi się zebrać myśli, aby zobaczyć, jak przebiegł ten skok. Rok temu kończyłem sezon z najlepszym skokiem, teraz nie. Niezależnie od wszystkiego bardzo fajnie się to zakończyło. W Planicy trzy razy z rzędu słyszeliśmy słoweński hymn i z tego powodu jestem szczęśliwy.

Po skoku Petra na odległość 233,5 metra wszyscy nerwowo oczekiwali na ostateczny wynik. Po chwili niepewności na wyświetlaczu ukazała się cyfra "2":

- Kiedy ją zobaczyłem, byłem szczęśliwy z powodu zwycięstwa w konkursie Jurija; nie wiedziałem, co to oznacza w klasyfikacji generalnej, bo nie wiedziałem, jak skoczył Freund. Potem zobaczyłem, że liczba punktów w Pucharze Świata jest taka sama i pytałem, co to znaczy. Wtedy mi powiedzieli, że zwycięzcą zostaje ten, który wygrał więcej razy - przyznał 22-latek.

Słoweniec stwierdził, że wracając z Norwegii nie liczył, że uda mu się dogonić Freunda:

- Szczerze przyznaję, że nie spodziewałem się tego. Patrząc na skoki, jakie pokazał podczas całego turnieju nordyckiego, był wyraźnie niezwyciężony. Tylko w Lahti lepszy od niego był Stefan Kraft, cała reszta była jego. Może lepiej by było, gdyby w piątek przewaga wzrosła do ponad stu punktów i wszystko byłoby rozstrzygnięte, a w niedzielę nam obu zaoszczędziłoby to wielu nerwów. Ale była to interesująca walka. Na końcu zobaczyliśmy, dlaczego zasłużenie zdobył Kryształową Kulę i czego mi zabrakło.

Pomimo takiego - dość pechowego - rozstrzygnięcia Prevc jest zadowolony z tego sezonu:

- Z Freundem zgromadziliśmy dużo więcej punktów. Myślę, że w ubiegłym roku Kamil nie miał tylu punktów co my dwaj. Postęp jest oczywisty, choć nie było takiego "bum" jak w ubiegłym sezonie, bo z najważniejszej imprezy sezonu wróciłem bez medalu. Przez cały sezon byłem stabilny, ale w przyszłości trzeba jeszcze trochę poprawić - zapowiedział. - Tego gorzkiego smaku jest coraz mniej. Był tylko trochę obecny. Jeśli spojrzeć na kalendarz tej zimy, można zobaczyć, że miałem 31 konkursów - i mogłem zdobyć ten jeden punkt gdzie indziej. Zdaję sobie sprawę, że problem był we mnie, że nie w każdym konkursie byłem skupiony czy właściwie się zebrałem.

Zarówno Severin Freund, jak i jego trener Werner Schuster podkreślali, że najsprawiedliwszym rozwiązaniem byłoby, gdyby obaj zawodnicy zdobyli Kryształową Kulę. Jednak - o dziwo - Słoweniec nie do końca się z tym zgadza:

- Z jednej strony tak, z drugiej nie. Szybko staję się krytyczny wobec siebie. Patrząc, dlaczego Severin dostał Kulę, całkowicie się z tym zgadzam - sięgnął po więcej zwycięstw. Aby zdobyć Kryształową Kulę, musisz być przekonujący i suwerenny, co oznacza, że musisz wielokrotnie wygrać. On tak zrobił i wszystko rozstrzygnął bardziej kompletnie.

Na pocieszenie Prevcowi została mała Kryształowa Kula za loty, którą zdobył drugi rok z rzędu:

- Kiedy mówiło się tylko o wielkiej Kryształowej Kuli, mała zeszła na drugi plan. Poczułem ulgę, gdy zobaczyłem klasyfikację generalną za loty i cieszę się, że udało mi się w niej wygrać. Z jednej strony postrzega się to jako nagrodę pocieszenia, a z drugiej to potwierdzenie, że w czymś jestem najlepszy - i tego trzeba się trzymać.