Bardzo daleki lot w serii próbnej i... najkrótsza odległość w konkursie. Dzisiejszych zawodów Piotr Żyła nie zaliczy do najbardziej udanych, jednak może się zrehabilitować w sobotę i niedzielę.
Tuż po wyjściu z progu Piotr Żyła miał duże problemy z utrzymaniem nart we właściwej pozycji - na szczęście uniknął groźnego upadku, ale odległość 95 metrów oznaczała, że resztę konkursu obejrzy z trybun. Jak do tego doszło?

- Trochę spóźniłem się na progu, podobnie jak wczoraj w kwalifikacjach - tylko dziś narta dostała powietrze i nie zdołałem tego skorygować. Czasem zdarza mi się, że gdy popełnię błąd na progu, to wykręcam narty na bok. To nie był zły skok, ale nie zdołałem już tego poukładać - tłumaczył Żyła w wywiadzie dla Telewizji Polskiej. - Przy takim skoku najpierw nie wiadomo, co się stało - a później trzeba się ratować. Szkoda, że tak bardzo mnie ściągnęło, bo dałoby się jeszcze polecieć. Liczyłem na coś innego - na zwykły, przyjemny lot. Co zrobić, taki sport...

Wiślanin przyznaje, że po nieudanej próbie miał mieszane uczucia:

- Dopiero gdy zjeżdżałem, zdałem sobie sprawę, co się stało - w czasie lotu nie było czasu na myślenie, za szybko się to dzieje. Adrenalina rośnie trochę później. Prawdę mówiąc, gdy zjeżdżałem po zeskoku, chciało mi się śmiać...

Pozytywne wrażenia Żyła wyniósł za to z serii próbnej, w której uzyskał 229,5 metra.

- Skok w serii próbnej był bardzo dobry - fajny, płynny, nad bulą przeleciałem bez problemów, później zyskiwałem prędkość. Choć rezerwy zawsze są - ocenił.

Życzymy, aby te rezerwy zostały wykorzystane w sobotę i niedzielę!