Wydawało się, że Stefan Kraft nie straci prowadzenia w konkursie Pucharu Świata w norweskim Trondheim. 21-letni Austriak przeżył jednak chwile grozy.
Na półmetku zawodów triumfator Turnieju Czterech Skoczni miał bezpieczną przewagę nad pozostałymi skoczkami i tylko katastrofa mogła zabrać Austriakowi prowadzenie. Wygrywając w Trondheim, Kraft powiększyłby swoją przewagę nad Petrem Prevcem i Severinem Freundem w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Kraft, by wygrać, musiał lądować w granicach 133 metrów (w pierwszej serii uzyskał 142,5 metra). Lądował znaczenie bliżej, bo na 124 metrze. 21-letniemu skoczkowi w czasie lotu zepsuło się wiązanie i Austriak musiał ratować się przed upadkiem.

- To był ogromny szok. Walczyłem, aby wylądować. Dzięki Bogu nic mi się nie stało - przyznał Kraft.

Ze zwycięstwa mógł cieszyć się Severin Freund, który objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Kraft spadł na trzecią pozycję. Niemiecki skoczek był pełen podziwu dla Austriaka. Zdawał sobie sprawę, że podopieczny trenera Kuttina był tego dnia w bardzo dobrej dyspozycji i problemy techniczne pozbawiły go odniesienia sukcesu.

- Ogromne uznanie należy się Stefanowi za to, że wylądował i miał tyle sił w nogach, aby się na nich utrzymać. Anioł Stróż nad nim czuwa - zaznaczył Freund. - Wolę wygrywać zawody poprzez rywalizację sportową. W tym wypadku Stefan nic nie zawinił - dodał.

W konkursie w Trondheim Austriacy zaprezentowali się z przyzwoitej strony. Najwyżej uplasował się Michael Hayboeck, który w pierwszej serii skoczył na odległość aż 143 metrów. Gregor Schlierenzauer odnotował niezły wynik, zajął ósme miejsce.

- Warunki były bardzo trudne. W pierwszym skoku dobrze złapałem powietrze, ale druga próba już mi nie wyszła tak, jak chciałem. Nie mogę więc być w pełni zadowolony. Teraz czas na Oslo, które bardzo lubię - samo miasto, skocznię oraz atmosferę na zawodach. Holmenkollen to mekka dla zawodników - zaznaczył Schlierenzauer.