Podopieczni Gorana Janusa opuszczali Falun w nie najlepszych nastrojach. Słoweńscy skoczkowie na czele z Petrem Prevcem wrócili do kraju bez medalu, a z goryczą porażki...
Prevc w Falun występował jako lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i medalista wszystkich ważnych imprez w ostatnich sezonach. Przed dwoma laty w Val di Fiemme wywalczył indywidualnie srebrny i brązowy medal, a cztery lata temu w Oslo wraz z kolegami z drużyny zdobył brązowy medal w konkursie drużynowym.

- To moje trzecie mistrzostwa świata i pierwsze bez medalu. Nie opuszczam ich w dobrym nastroju. Po raz pierwszy przy powrocie do domu towarzyszy mi gorzki smak, ponieważ zawsze przyjeżdżałem z medalem. Cieszy mnie może tylko fakt, że to już koniec tych mistrzostw. Za dużo było wysiłku, a za mało "profitów" - mówił po konkursie drużynowym 22-latek.

Lider Pucharu Świata był jednak zadowolony ze swojej ostatniej próby w konkursie drużynowym, w której uzyskał 133 metry.

- Takie skoki powinienem oddawać przez całe mistrzostwa. To, że był to ostatni skok, sprawia, że jestem trochę zły. Wrażenia są mieszane. Ostatnia próba była o wiele lepsza od pozostałych. W drugiej części lotu miałem trochę pecha, bo zabrakło mi powietrza. Konkurs był bardzo trudny. Na tych mistrzostwach miałem wzloty i upadki. Jeśli zakończyłyby się w ubiegłym tygodniu, byłbym przybity, ale po sobocie czekam z optymizmem na Lahti - podsumował Prevc.

W podobnym tonie wypowiadał się również Jernej Damjan:

- Dla mnie te mistrzostwa to upadek, były też pewne dźwignięcia ku górze, które może nie były widoczne z zewnątrz, ale z ich powodu do Lahti pojadę z bardziej podniesioną głową.

- W konkursie drużynowym do zajęcia najwyższych lokat potrzebujesz wszystkich czterech zawodników w świetnej formie. My tego nie mieliśmy, ponieważ w całym konkursie na osiem prób mieliśmy tylko dwa kompletne skoki. Nasza obecna rzeczywistość to szóste miejsce - skomentował występ swoich podopiecznych Goran Janus.