Dyskwalifikacja Kamila Stocha w dzisiejszym konkursie drużynowym wywołała sporą dyskusję wśród ekspertów i kibiców. Polski skoczek ucina wszelkie teorie spiskowe - jego zdaniem winnym jest on sam...
Podczas dzisiejszego konkursu drużynowego Stoch został zdyskwalifikowany za nieprawidłowy kombinezon - jego obwód w brzuchu był o centymetr za duży. W efekcie nasi skoczkowie zajęli ostatnią lokatę...

- Jest mi przykro. Czuję, że zawiodłem nie tylko kibiców, ale też kolegów z drużyny. Nie przypilnowałem rzeczy, którą ciężko jest upilnować - przyznał samokrytycznie Stoch.

Aby osiągać jak najlepsze rezultaty, skoczkowie balansują na granicy przepisów. Kombinezony zawsze są przygotowane "na styk":

- Rano miałem jeden centymetr więcej w obwodzie brzucha. Podczas zawodów jednak nieco tracimy - organizm mobilizuje się i wydziela więcej energii, a jednocześnie spada masa ciała. Obwód zmniejszył się w czasie zawodów, a przez to kombinezon był za duży - tłumaczył Polak.

Dwukrotny mistrz olimpijski nie doszukuje się winy u innych - przyznaje, że to on jest odpowiedzialny za dyskwalifikację:

- To moja wina, nie przypilnowałem tego. Zabrakło czujności. Może ostatnie sukcesy utwierdziły mnie w tym, że wszystko jest w porządku - a trzeba pilnować się cały czas - stwierdził.

Mimo wszystko Polak stara się dostrzegać pozytywne strony tej sytuacji:

- Cieszę się, że sędziowie restrykcyjnie podchodzą do przepisów - bez względu na sukcesy zawodnika. Jeśli ma się nieprzepisowy sprzęt, to należy się dyskwalifikacja. Ten centymetr nie robił wielkiej różnicy, ale przepis jest przepisem - trzeba się do niego dostosować - zakończył.