Awans czterech Polaków do jutrzejszego konkursu w Innsbrucku nie był niespodzianką ani dla kibiców, ani dla Łukasza Kruczka. Zawiedli Krzysztof Biegun i Bartłomiej Kłusek, którzy dołączyli tu do drużyny...
- Myślę, że nie mieliśmy negatywnych niespodzianek. Jedynie debiutanci nie spisywali się tak, jak oczekiwaliśmy. To nie jest poziom Pucharu Świata. Kamil i Piotrek w kwalifikacjach skoczyli całkiem dobrze. Myślę jednak, że obaj mogą prezentować się dużo lepiej. W parach powinni spokojnie dać sobie radę - skomentował występ swoich podopiecznych Kruczek.

Najwięcej miejsca w swoich wypowiedziach szkoleniowiec poświęcał Kamilowi Stochowi, o którego niedawnej operacji powinniśmy już chyba zapomnieć.

- Po kontuzji nie ma śladu, noga jest zdrowa. Kamil w całości realizuje trening poza skocznią. Mamy jednak trzy tygodnie zaległości, organizm stracił stuprocentowe właściwości, które teraz odbudowujemy. Gdy już będzie wszystko OK, Kamil odda kilkanaście czy kilkadziesiąt skoków treningowych, wtedy będziemy mogli powiedzieć, że powrócił Kamil sprzed kontuzji - przyznał.

Sam Stoch wspominał o swoich problemach z techniką, które przeszkadzają mu w oddawaniu optymalnych skoków:

- Zdaję sobie sprawę, że moja dyspozycja nie jest jeszcze najwyższa - dopiero wznowiłem treningi. Nie ustrzegam się błędów, mam problemy z pozycją dojazdową, muszę popracować nad tym elementem. Wszystko jest do wyeliminowania, jutro powinno być lepiej - przyznaje skoczek z Zębu, któremu wtóruje trener: - Cały czas nad tym pracujemy. Dziś ten problem pojawiał się od początku. Skok kwalifikacyjny był już bliżej tego, czego chcemy w tym elemencie. Widać, że brakuje skoków treningowych. Dziś dodatkowo pojawił się problem torów, które były naturalne i przez to nierówne - tłumaczył Kruczek.

W jutrzejszym konkursie największym faworytem w polskiej kadrze obok Stocha będzie Piotr Żyła. W kwalifikacjach wiślanin był dziesiąty:

- Nie było szału. Nie miałem specjalnej frajdy, bo odległości nie były największe. W porządku był drugi skok treningowy i ten z kwalifikacji. Wtedy pojawiło się sporo powietrza pod nartami - ocenił Żyła.

Oprócz Stocha i Żyły na Bergisel o punkty PŚ powalczą także Dawid Kubacki i Aleksander Zniszczoł. Ten ostatni przyznaje, że nie do końca potrafi sobie poradzić z ciśnieniem psychicznym...

- Skoki na treningach były lepsze niż w kwalifikacjach. Były fajne warunki, które mogłem wykorzystać, ale spóźniłem skok. Chyba chciałem aż za bardzo... Brakuje mi luzu - skakania tak, jak umiem. Jeżeli zaczynam kombinować na zawodach, to nie wychodzi. Jeszcze trochę blokuję się w głowie. Chyba wywieram presję sam na sobie... - stwierdził.

Bardzo rozczarowani po swoich próbach byli Krzysztof Biegun i Bartłomiej Kłusek, którzy w Innsbrucku dołączyli do reprezentacji Polski na 63. TCS.

- Nie wiem, co zawiodło. Od pierwszego skoku nie szło mi. Na progu wydawało mi się, że jest dobrze; myślałem, że polecę dalej - mówił Kłusek. - Nie wiem, co się stało. Wydawało mi się, że kwalifikacyjny skok był najlepszy technicznie ze wszystkich dzisiejszych. To nie był skok, raczej zjazd. Nie mam nic do powiedzenia. Klapa - skwitował załamany Biegun.

Początek niedzielnego konkursu zaplanowano na 14:00, natomiast o 12:45 ma wystartować seria próbna. Ten harmonogram może jednak ulec zmianom ze względu na niesprzyjającą aurę...

- Pogoda może być rozstrzygająca. W przeszłości mieliśmy na Bergisel zarówno konkursy, w których wiatru w ogóle nie było (wtedy wygrywał najlepszy), ale też konkursy jak w zeszłym roku - gdzie rozstrzygała jedna seria i były niespodzianki. Organizatorzy twierdzą, że wszystko się odbędzie. Jeżeli prognozy się sprawdzą, będzięmy mieli kolejną loterię - skomentował negatywne przewidywania meteorologów Łukasz Kruczek.

Skoczkowie nie przejmują się jednak kiepskimi prognozami:

- W niedzielę chcę po prostu dobrze skakać - zadeklarował Piotr Żyła, a Kamil Stoch dodał: - Zawsze staram się robić to, co potrafię najlepiej - oddawać takie skoki, na jakie mnie w danym momencie stać. Nie wiadomo, jak będzie jutro. Nie mamy wpływu na pogodę - mamy wpływ tylko na to, co sami możemy zrobić - zakończył mistrz olimpijski.