Czwartek na skoczni w Kuusamo nie należał do Piotra Żyły. Polak zajmował dalekie lokaty podczas treningów oraz kwalifikacji - o czym na pewno chciałby jak najszybciej zapomnieć...
- Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać - mówił po konkursie Żyła. - Dzisiaj skoki nie były dobre, były dzikie. Nie wiem, co w nich się działo. Nad bulą mnie "mieszało"; narty robiły ze mną, co chciały. Coś dziś nie grało - ocenił swój występ tuż po skoku kwalifikacyjnym.

Podczas treningów Żyła zajmował dalekie lokaty - i już wtedy był świadomy, że 129 i 126 metrów to odległości dalekie od ideału. W kwalifikacjach lądował jeszcze bliżej...

- 112 metrów nie robi tu szału. Poprzednie skoki też wydawały mi się krótkie. Na pewno to nie tylko wina warunków. Wydaje mi się, że za wcześnie odbiłem się na progu i narty stanęły mi do dołu, przyszły i odeszły... i tyle pamiętam z tego skoku - wytłumaczył fachowym żargonem wiślanin.

Czwartkowe skoki na Rukatunturi to już historia, a "Pieter" myśli o jutrzejszym konkursie indywidualnym.

- Jutro nie będę tego pamiętał. Trzeba przyjść i skakać normalnie. To cały plan na piątek. Na dziś też taki był, ale działo się coś niedobrego... - posmutniał, po czym z uśmiechem dodał: - Gdy skoki są spokojne, to są dobre.

- Będziemy walczyć! - zadeklarował na koniec.