W świecie skoków wrze dyskusja po wczorajszym - nieudanym dla nas - konkursie drużynowym. W obronie polskich skoczków stanął mistrz olimpijski z Sapporo Wojciech Fortuna.
Konkurs rozpoczęliśmy bardzo dobrze. Piotr Żyła skokiem na odległość 135 metrów zapewnił naszej ekipie prowadzenie w zawodach. Z każdym następnym skokiem było już tylko gorzej i ostatecznie rywalizację drużynową zakończyliśmy na dziewiątym miejscu. Słaby występ Polaków starał się usprawiedliwić nasz były skoczek Wojciech Fortuna.

- To dopiero początek, nie powinniśmy się tym za bardzo przejmować. Jeden Żyła nie mógł wygrać konkursu, Kamil złapał małą kontuzję, a reszcie chłopaków nie wyszło po jednym skoku. To się zdarza - powiedział Fortuna. - Na śniegu nie oddali praktycznie żadnego skoku, bo jeździli po rozbiegu lodowym, a lądowali na igelicie. To wszystko jeszcze się zmieni.

Mistrz olimpijski z Sapporo zwrócił także uwagę na wysoką formę innych ekip.

- Widać, że świat nam ucieka. Nawet Ammann - emeryt - skakał jak za młodych lat. Doskonale spisali się Japończycy i Norwegowie. Austriacka ekipa najsłabiej, ale powodem jest prawdopodobnie odprężenie.

Najważniejszą imprezą tego sezonu będą mistrzostwa świata, które odbędą się w lutym w szwedzkim Falun. Wojciech Fortuna wierzy, że Polacy pokażą się tam z jak najlepszej strony.

- Wierzę w to, że do lutego Kamil nabierze takiej olimpijskiej formy, jak co roku od trzech lat. Mam także nadzieję, że Żyła będzie stał obok niego na podium. Wierzę w tych dwóch zawodników. A zaplecze jest tak duże, że trener Kruczek ma z czego wybierać - wyznał 62-latek. - Tym pierwszym konkursem nie ma co się przejmować, na pewno będzie dobrze. Najważniejsze są mistrzostwa świata.