Katastrofa - to po dzisiejszym konkursie chyba najczęściej powtarzane słowo w polskiej kadrze. Zaczęliśmy od prowadzenia, później było już tylko gorzej. Nasi skoczkowie nie spodziewali się takiego wyniku...
Przegrana Polaków z Austriakami w rywalizacji drużynowej o zaledwie 0,1 punktu zwykle nie wydawałaby się niczym dziwnym. Dzisiaj jednak podopieczni Łukasza Kruczka i Heinza Kuttina walczyli o awans do finału - minimalnie lepsi okazali się Austriacy. A zaczęło się dobrze - po skoku Piotra Żyły na odległość 135 metrów prowadziliśmy...

- Wyszło jak wyszło, szkoda choćby tej drugiej serii, przegraliśmy ją o 0,1 punktu. Co zrobić? Takie są skoki. Jutro kolejny dzień, kolejne zawody. Trzeba walczyć dalej i skakać swoje. Myślę, że z czasem się rozkręcimy i będzie coraz lepiej - stwierdził optymistycznie Żyła.

Drugim najmocniejszym ogniwem naszej kadry był Stefan Hula (126,5 metra):

- Nie ma co myśleć o tej 0,1 punktu. Były cztery skoki, każdy z nas mógł się poprawić i byśmy awansowali. Dostaliśmy w tyłek, ale trzeba dalej walczyć! - deklaruje zawodnik ze Szczyrku.

Ze swoich występów nie mogli za to być zadowoleni Dawid Kubacki i Jan Ziobro. Ten ostatni do składu wskoczył w ostatniej chwili, zastępując Kamila Stocha w ostatniej grupie.

- Nie skupiałem się na tym, czy od mojego skoku zależy awans do drugiej serii - mówił po zawodach Ziobro. - Nie spodziewaliśmy się takiego wyniku. Co mogę więcej powiedzieć? Tyle co trener: katastrofa. Mogę potwierdzić jego słowa. Nie tak miało być, ale sezon dopiero się zaczyna - przypomniał.

Kolegów starał się trochę usprawiedliwiać Stoch, który w konkursie nie wystąpił ze względu na uraz kostki:

- Myślę, że piąte-szóste miejsce było w zasięgu. Jeszcze nie jesteśmy w takiej dyspozycji, by można było myśleć o wyższych lokatach. Jasiek miał pecha, jechał w trudnych warunkach. Ta porażka 0,1 punktu była krzywdząca - stwierdził.

Bardzo krytyczny wobec dwóch swoich podopiecznych był po konkursie trener Łukasz Kruczek:

- W konkursie połowa zawodników wypełniła swoje zadanie. Zawiedli Dawid i Jasiek. Nic nie wskazywało, że coś takiego nam się przydarzy - podsumował.

Wielkich powodów do zmartwień chyba jeszcze nie ma - podobne sytuacje zdarzały się już w przeszłości.

- Zaczynamy jak zwykle. Nie jest to jednak pocieszające, bo dobre otwarcie nadal jest dla nas istotne. Znowu mamy lekki ból głowy... Na pewno usiądziemy i wysłuchamy przede wszystkim zawodników - zapowiedział Kruczek, mając na myśli choćby pamiętne spotkanie w Kuusamo dwa lata temu...