Rok temu mówiło się, że to będzie jego sezon. Pierwszy dzień skoków w Klingenthal zdawał się potwierdzać tę teorię. Później jednak nie było tak dobrze. Jaka będzie nadchodząca zima dla Piotra Żyły?
- Konkurs był dziki, siedzieliśmy na skoczni kilka godzin - wspomina wydarzenia sprzed roku Żyła. - Wszyscy byli już spakowani, a nagle zapadła decyzja, że za piętnaście minut idziemy skakać. Odbyła się jedna, loteryjna seria. Nie wiem nawet, jak skoczyłem - mówi Polak, który po skoku na odległość 136 metrów zajął wtedy piątą lokatę. Zwyciężył Krzysztof Biegun.

Żyła był wtedy faworytem konkursu indywidualnego - podczas obu piątkowych treningów i kwalifikacji był najlepszy. Nic dziwnego, że był w jakimś sensie rozczarowany.

- Piąte miejsce średnio mnie zadowalało. To był błąd, że nie umiałem cieszyć się z tego, co jest. Czasem trzeba umieć cieszyć się z małych rzeczy, aby przyszły duże - przyznaje.

Już jutro skoczkowie odsłonią karty - w jakimś stopniu dowiemy się, w jakiej formie są poszczególni zawodnicy. Przed treningami i kwalifikacjami Żyła jest optymistycznie nastawiony (choć w jego przypadku to nie zaskakuje):

- To skocznia, na której lubię skakać, nawet jak źle tam skaczę - mówi o Vogtland Arenie. - Jest wyjątkowa. Wiadomo, zdarzały mi się tam gorsze starty. Rok temu nie byłem zadowolony z piątego miejsca, bo pierwszego dnia byłem najlepszy.

A czego "Pieter" oczekuje po swoich występach w rozpoczynającym się sezonie?

- Wygrać wszystko i podziękować w Planicy - śmieje się wiślanin. Po czym poważnieje i przyznaje: - Moim celem nie są wyniki. Chcę dalej robić swoje, nie kombinować i popełniać jak najmniej błędów - zakończył.