Zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami w sobotę w Sebenje dawni słoweńscy mistrzowie rywalizowali z obecnymi reprezentantami kraju.
Zmagania zawodników odbywały się na skoczni o punkcie konstrukcyjnym wynoszącym 25 metrów. Zgromadzeni kibice ponownie mogli oglądać w akcji mistrza świata z 2005 roku Roka Benkoviča, wielkiego Primoža Peterkę, Franciego Petka, Matjaža Zupana oraz zawodników Gorana Janusa z Petrem Prevcem, Jurijem Tepešem i Jernejem Damjanem na czele.

Ze względu na charakter konkursu musiały obowiązywać nieco inne zasady niż w Pucharze Świata. W drugiej serii skoczkowie musieli zbliżyć się do odległości wskazanej przed skokiem. Królem "starych orłów" został Uroš Peterka - brat Primoža.

Na starcie w Sebenje, mimo wcześniejszych zapowiedzi, zabrakło Mirana Tepeša i Primoža Ulagi, a także Roberta Kranjca, który ze względu na kontuzję kolana, jakiej nabawił się podczas XXII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi, nie chciał ryzykować kolejnym urazem. Jednak mistrz świata w lotach z Vikersund mógł wykazać się w innej roli, bowiem sędziował.

- Bardzo fajnie, że młodzi i starzy zbierają się razem na skoczni. Dobrze, że nie rywalizowaliśmy, kto dalej skoczy, bo by się szybko okazało, kto jest odważny, a reszta chodziłaby ze spuszczonymi nosami - żartował Prevc, którego skoki były wśród najdłuższych. - Skoczyłem tyle, że aż się naciągnąłem. Więcej się nie odważyłem. Bałem się bardziej niż na 120-metrowej skoczni. Dla mnie to zaszczyt być w tym gronie.

Podobnego zdania był brat tegorocznego zwycięzcy, który podkreślał, że wszyscy podeszli do tej rywalizacji poważnie:

- Skoki trzeba traktować poważnie, więc musisz być całkowicie skupiony. Inaczej się nie da, bo w przeciwnym razie szybko coś ci może się przydarzyć. Muszę przyznać, że na mniejszej skoczni skacze się trudniej - stwierdził Primož Peterka.