Pomimo że Norwegowie dominują w biegach narciarskich, to nie biegi są najbardziej dochodową dyscypliną dla Norweskiego Związku Narciarskiego, a skoki - przynajmniej w zakresie praw do transmisji telewizyjnych.
Według danych, zaprezentowanych przez norweski dziennik VG, szwajcarska firma Infront Sports & Media musiała zapłacić Norweskiemu Związkowi Narciarskiemu 1,3 miliona koron za prawa do transmisji każdego z konkursów Pucharu Świata mężczyzn, który odbył się w Norwegii.

Co ciekawe, zawody Pucharu Świata w biegach - zarówno kobiet, jak i mężczyzn - warte były 475 tysięcy koron. Minionej zimy w Norwegii najwyższej rangi zawody w biegach narciarskich odbyły się ośmiokrotnie - łącznie daje to kwotę 3,8 miliona koron. Najdroższe były prawa do zawodów supergiganta w Kvitfjell, warte aż 1,6 miliona za każdą konkurencję. Niestety najlepszych alpejczyków Norwegowie nie goszczą tak często jak skoczków czy biegaczy - w minionym sezonie Puchar Świata odbywał się jedynie we wspomnianym Kvitfjell.

W sumie prawa do transmisji zawodów w skokach narciarskich rozgrywanych na norweskich obiektach przyniosły blisko 6,9 miliona koron. Poza zawodami PŚ mężczyzn Norwegowie organizowali również konkursy kobiet, prawa do tych były warte 164 tysiące koron.

Dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer przyznał, że nie zna szczegółów umowy pomiędzy Norweskim Związkiem Narciarskim a Infrontem, jednak rozumie, dlaczego skoki są tak dochodowe.

- To, że prawa do skoków są o wiele droższe niż do biegów narciarskich, ma związek z popytem i podażą. W Niemczech, gdzie żyje 80 milionów ludzi, skoki są o wiele bardziej popularne niż biegi - wyjaśniał Hofer.

Austriak przyznał, że miniona zima była wyjątkowa, jeśli chodzi o transmisje telewizyjne. W Niemczech podczas Igrzysk Olimpijskich w Soczi (które transmitowały ARD i ZDF) osiem milionów widzów oglądało zarówno konkurs kobiet, jak i konkurs drużynowy, które zakończyły się zwycięstwami reprezentantów naszego zachodniego sąsiada.

- W Austrii konkurs mężczyzn na normalnej skoczni oglądało niewiele więcej ludzi niż konkurs kobiet. To rewelacja. A w Polsce, która ma 40 milionów mieszkańców, aż 15 milionów zasiadło przed telewizorem, kiedy Kamil Stoch wygrywał dwa złota olimpijskie - stwierdził Hofer.

Szef norweskich skoków Clas Brede Bråthen jest zadowolony z powodu tych sum, ale też ostrzega:

- Cieszę się, że skoki narciarskie są jednym z głównych źródeł dochodów dla Norweskiego Związku Narciarskiego. Ale nasz "produkt" - poza zawodami w Trondheim i Vikersund - wymaga poprawy. Widzieliśmy tę niepokojącą tendencję podczas zawodów na Holmenkollen, gdzie było coraz mniej publiczności - przyznał Bråthen.

Prezes norweskiego związku Erik Röste przyznał, że w 2012 roku związek zarobił około 25 milionów koron ze sprzedaży praw telewizyjnych, jednak nie chce komentować wyliczeń VG, bo jego zdaniem dotyczy to poufnych umów. Jego zdaniem nie jest dziwnym to, że prawa telewizyjne do skoków są trzykrotnie droższe od tych do zawodów w biegach narciarskich:

- To rynek międzynarodowy o tym decyduje - stwierdził Erik Röste.