Sven Hannawald, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni sprzed dwóch lat, tym razem akurat w tym ważnym punkcie sezonu nagle zgubił formę. Jego występy od początku sezonu były nierówne, ale słabe skoki dawały się łatwo wytłumaczyć niedogodnymi warunkami. Tym razem nie ma wyjaśnienia, Hanni nie skacze dobrze ani na treningach, ani - póki co - w kwalifikacjach czy konkursie. Po zawodach w Oberstdorfie niedawny faworyt mówił rozżalony: "Nie umiem tego w żaden sposób wytłumaczyć" i pokładał nadzieje w Ga-Pa. Na treningu kolejny raz to samo: skoki 5-10 m przed punktem K, 13. i 27. miejsce w seriach treningowych. Przed godziną 15 kibiców Svena zaszokowała wiadomość, że skoczek zrezygnował z udziału w kwalifikacjach. W tych warunkach wygląda to na szaleństwo: absurd systemu KO ustawia Hanniego w parze z Janne Ahonenem. Teraz by w ogóle wejść do drugiej serii, nie wystarczy zwykły przyzwoity skok, który Sven zupełnie jest w stanie oddać. Potrzeba wyniku albo lepszego niż u Ahonena, albo przynajmniej w okolicach 15. miejsca, by bezpiecznie zmieścić się wśród pięciu "szczęśliwych przegranych".
Kibice mówią już o załamaniu Svena, o zupełnej rezygnacji z walki w Turnieju czy nawet w całym cyklu PŚ. Sam zawodnik tłumaczy swoją decyzję zupełnie inaczej. "Nie mam tu czego szukać, wiem, że dziś to się nie zmieni. Muszę jakoś przerwać to błędne koło", mówi Hanni. Wcześniejsze zakończenie walki tego dnia ma pomóc mu odpocząć, a przede wszystkim - pozwolić uniknąć dalszego nawarstwiania się stresu. Trener wykazuje zrozumienie dla ryzykownego posunięcia skoczka.
Sven chce jutro zaatakować, skoczyć jak najdalej, "przypomnieć siebie". A on to także załamania i powroty. Przecież niejednokrotnie stawiano już na nim krzyżyk, a on odnosił kolejne sukcesy. Może już 29-letni, ciągle nie poddający się, już nie samotny Hanni może stać się wzorem dla nieszczęśliwych, pokazać im, że nic nigdy nie jest stracone.