Vasja Bajc to doświadczony szkoleniowiec, który dotychczas prowadził reprezentacje Słowenii, Hiszpanii, Japonii, Holandii, Szwecji i Czech. Od sezonu 2007/2008 pracuje w Turcji...
Bajc trenował już skoczków w krajach o niewielkich tradycjach w tym sporcie, jednak praca z turecką ekipą to chyba największe wyzwanie. Słoweniec przyjechał na finał Pucharu Świata do Planicy, gdzie - niestety - żaden z jego zawodników nie miał prawa startu:

- Jeśli wszystko byłoby normalnie, prawdopodobnie jeden by wystąpił. Z powodu pewnych komplikacji, jakie mieliśmy przy kontroli kombinezonów, tak się nie stało. Jeden z chłopaków został zdyskwalifikowany w konkursie w Niemczech, gdzie zdobyłby punkty w Pucharze Kontynentalnym - i to z powodu absurdalnych rzeczy. Nie było żadnych poważnych błędów. Kiedy patrzyłem, jak w Planicy niektórzy zawodnicy skakali w za dużych kombinezonach, to wstyd, że jednym wolno, a innych z powodu drobnostek, które nie wpływają na długość skoku czy wynik, od razu się dyskwalifikuje - stwierdził Bajc.

Chodzi tutaj o sprawę z kombinezonem 20-letniego Sameta Karty - największej nadziei tureckich skoków - w zawodach Pucharu Kontynentalnego w Klingenthal.

- Chłopak ma alergię na metal, dlatego miał pokrwawioną szyję. Kiedy skoczył i się zatrzymał odpiął kombinezon na jakieś dziesięć centymetrów, bo kombinezon podrażniał rany. Kiedy go odpiął, zanim go sprawdzili, został od razu zdyskwalifikowany. Kontroler FIS Horst Tielmann mówił, że manipulował przy kombinezonie, co wpłynęło na długość skoku, a on jest jedyną osobą kompetentną w tych sprawach, prawdziwa groteska - opowiadał oburzony szkoleniowiec ekipy Turcji.

Po pierwszej serii Karta zajmował wysokie dwunaste miejsce, co oznaczałoby dla niego punkty. Gdyby je zdobył, mógłby wystąpić nawet na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, ale tego nie doczekał:

- To zniszczyło mu sezon. Później goniliśmy punkty. Im bardziej zbliżało się Soczi, chłopak był z konkursu na konkurs coraz bardziej nerwowy - powiedział Bajc. - Chłopcy w Turcji nie są przyzwyczajeni do takiego rytmu, jaki jest w Pucharze Świata. W pogoni za punktami nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu na treningi, straciliśmy przygotowanie fizyczne, swoją rolę odegrał również przesyt - dodał.

W Turcji skoki narciarskie należą do kategorii sportów niemal egzotycznych - podobnie jak to ma miejsce w Hiszpanii czy Holandii, gdzie Słoweniec już trenował. Jak jednak podkreśla, Turcja jest inna:

- To coś absolutnie nowego, bo zacząłem tu od całkowitego zera. Nie mieliśmy ani nart, ani butów. Z Bine Norčičem, Alešem Celakom, a także obecnym asystentem Jure Radljem zaczęliśmy rozwijać skoki, a Turcy budować skocznie. Wierzę, że będzie to trwało i nie powtórzy się to, co było w Sarajewie - stwierdził Bajc.

Czego wciąż brakuje w Turcji, aby mogli stać się kolejnym krajem występującym w zawodach na najwyższym poziomie? Zdaniem Słoweńca wciąż jest bardzo dużo do zrobienia, aby wypracować odpowiedni system i wykształcić ludzi - próbowano to czynić, ale niestety brak większych postępów:

- Po prostu w Turcji trudno coś zmienić. Zorganizowaliśmy kilka seminariów, na które oni nie byli przygotowani. To nie wystarczy. Jeśli nie będą mieli swoich trenerów, swoich ekspertów do przygotowania skoczni, ciężko będzie przeprowadzać w Turcji treningi - tłumaczył.

Dowodem tego jest przygotowywanie skoczni w Turcji. Na pomoc przyjeżdża tam ekipa pracowników z Planicy:

- Problemem jest to, że nikt z Turków nie integruje się z tą grupą, aby czegoś się nauczyć. Oni nie mają zbyt dużej wiedzy na temat narciarstwa, więc ciężko to wszystko zgrać - stwierdził Bajc, który ma nadzieję, że w kolejnym cyklu olimpijskim będzie lepiej.

Jednym z pomysłów na podniesienie poziomu w tureckiej ekipie była również naturalizacja cudzoziemców. Bajc bardzo dużo o tym myślał:

- Szukaliśmy w Europie skoczków, którzy mają rodziców Turków. Kilku znaleźliśmy w Austrii i Niemczech, był też jeden w Finlandii. Wszyscy jednak zdecydowali, że zostają tam, gdzie mieszkają. Później związek stwierdził, że chce tylko Turków. Nie możesz w trzy-cztery lata osiągnąć najwyższych wyników. Zaczęliśmy z dwunastolatkami, teraz mają szesnaście lat. Potrzeba kolejnego okresu olimpijskiego, aby weszli na wyższy poziom - wyjaśniał 52-letni szkoleniowiec.

Jak przyznaje Słoweniec, kiedy jego podopieczni przyjechali do Europy, musieli przyzwyczaić się do kultury i zachowań panujących na starym kontynencie:

- Pewnych rzeczy musiałem ich uczyć. Jak się zachowywać, witać, również ich higiena nie była na najwyższym poziomie. Byliśmy jak rodzice, trenerzy i nauczyciele w jednym, ojcowie wszystkich - stwierdził Bajc, który do czasu wybudowania obiektów w Turcji wielokrotnie przygotowywał zawodników w Słowenii.

- Związek pokrywa wszystkie koszty, trzy razy dziennie dostawali jedzenie. Tego nie mieli nawet w domu, ponieważ pochodzą z biedniejszych obszarów, wśród nich są również Kurdowie - tłumaczył szkoleniowiec, który ma nadzieję, że uda mu się podnieść skoków w Turcji. Jeśli za rok jeden z jego podopiecznych będzie mógł wystąpić w zawodach Pucharu Świata w Planicy, byłby bardzo szczęśliwy.