Najsłynniejszy słoweński kompleks skoczni jest modernizowany, ale zmieniają się nie tylko skocznie. Jak zapowiadają działacze, odnowiony kompleks ma na siebie zarabiać przez cały rok. Zdaniem Słoweńców każdy, kto odwiedzi obiekty w Planicy, nawet latem powinien zostawić tam 5 €.
Modernizacja słynnej Letalnicy w Planicy zostanie ukończona prawdopodobnie jesienią. Na zmodyfikowanym obiekcie będzie można latać nawet na odległość 250 metrów. Odnowiona Bloudkova Velikanka gościła finałowe zawody Pucharu Świata i zdaniem wszystkich pomyślnie przeszła tę próbę - to zdaje się dobrze rokować w kwestii czerwcowej decyzji Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), dotyczącej wyboru gospodarza mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w 2019 roku. A jak zapowiadają organizatorzy, jeśli wszystko pójdzie dobrze, prace na największej słoweńskiej skoczni zostaną ukończone pod koniec września.

- Jeśli pojawi się ktoś z odpowiednim sprzętem i właściwymi ludźmi, może być ukończona i szybciej. Mamy różne doświadczenia. Mieliśmy dobrych budowniczych, którzy trzymali się terminów, ale i takich, którzy przyszli z łopatą i mówili, że tak im nie idzie - wyjaśniał Jelko Gros, dyrektor zawodów w Planicy.

Gros przyznaje, że obecnie renowacja Letalnicy jest ukończona w zaledwie 20%. Konstruktorem odnowionego obiektu są Janez Gorišek i jego syn Sebastjan, którzy brali udział w budowie obecnie największego obiektu na świecie - Vikersundbakken i przygotowali projekt renowacji Kulm. Ich zdaniem w przyszłym roku, podczas finału PŚ w Planicy, rekord świata powróci do Słowenii.

- Strefa lądowania została powiększona o dwa metry - wróciliśmy do dwunastu metrów; tak, że będzie można uzyskiwać 250 metrów, co jest świetną odległością - zapewniał Janez Gorišek. - Norwegowie byli blisko tej odległości, rekord świata z Vikersund to 246,5 metra. Ale w 2011 roku, kiedy udało się to Johanowi Remenowi Evensenowi, panowały wyjątkowe warunki, wszystko tak się złożyło i obowiązywały stare zasady, które teraz powracają. Chłopaki latali za wysoko, przy lądowaniu był zbyt duży nacisk. Teraz (z nowymi kombinezonami) powróci nośność i zmniejszony opór, to wszystko powinno się bardziej zrównoważyć. Dzięki zwiększeniu noszenia i zmniejszeniu oporu znowu będzie można latać daleko - wyjaśniał Janez Gorišek.

- Jeśli w 2005 roku w Planicy w miejscu Janne Ahonena, który upadł przy 240 metrach, byłby Robert Kranjec, to wówczas Słoweńcy mieliby rekord świata - dodał Sebastjan Gorišek.

Przebudowany kompleks w Planicy jest oczywiście dla słoweńskich skoczków wielkim atutem, podobno zazdroszczą go im nawet Austriacy, którzy coraz częściej trenują w Słowenii.

- Z Salzburga bardziej się opłaca przyjechać na trening do Planicy, ponieważ to świetny obiekt i piękne stoki narciarskie, niż jechać do Bischofshofen czy Innsbrucka - stwierdził Gros.

W samym grudniu w Planicy było 1400 jednostek treningowych (jedna jednostka treningowa to trening jednego skoczka, czyli pięć lub sześć skoków), a każda kosztuje około 9 € + VAT, jednak zdaniem Grosa to nie wystarcza na pokrycie kosztów centrum. Dlatego, aby zwiększyć dochody, opracowano nową strategię.

- Każdy, kto przyjedzie odwiedzić Planicę, powinien zostawić tu przynajmniej pięć euro. Przygotowujemy różne projekty. Jednym z pomysłów jest tunel aerodynamiczny, drugi to zjazd po linie i plac zabaw z odrobiną adrenaliny. Organizowalibyśmy również wycieczki z przewodnikiem na górę skoczni - opowiadał Jelko Gros.

Działacze chcą, aby skocznie zarabiały na siebie nie tylko podczas zawodów czy zgrupowań, a przez cały czas. W przyszłym roku, wzorem Innsbrucka, Planica ma być turystyczną atrakcją, przynoszącą dochód również wtedy, kiedy turyści nie przyjeżdżają na zawody:

- Nie będzie więcej tak, że przyjeżdżają Czesi, popatrzą na skocznię i rozstawiają stół i jedzenie do rodzinnego obiadu - dodał.

Sprawa dotyczy nie tylko przywołanych przez Grosa Czechów, ale również i innych nacji - w tym Polaków, którzy bardzo często w okresie wakacyjnym w drodze do Włoch czy Chorwacji zatrzymywali się w Planicy, aby zobaczyć słynną Letalnicę. Rozwój infrastruktury wokół skoczni to oczywiście bardzo dobry pomysł, jednak czy przy tym trzeba negować dotychczasowe nawyki sympatyków skoków?