Benefisu nie udało się zorganizować z powodu problemów ze śniegiem, więc Jakub Janda postanowił jeszcze poczekać z przejściem na sportową emeryturę...
W olimpijskim sezonie Jakub Janda trzy razy wskoczył do czołowej dziesiątki zawodów Pucharu Świata i pomimo powracających problemów zdrowotnych wciąż jest w stanie walczyć z najlepszymi. Dlatego wielce prawdopodobne jest, że najbardziej utytułowany czeski skoczek będzie kontynuował karierę.

- Nie mogę jeszcze tego potwierdzić. W niedzielę zakończyłem sezon, leżę na antybiotykach i myślę - powiedział Janda. - Dwa dni i nic mi nie pomaga, jestem tak zmęczony, że nie mogę wstać z łóżka. Poszedłem do lekarza i okazało się, że mam stan zapalny. Ale poza tym fizycznie czuję się w porządku. Poczekam, jak długo wytrzyma Kasai, który jest dla wszystkich wzorem. Może wytrzymam do igrzysk w Korei. A kolejne igrzyska mają chyba być w Pekinie? A w Chinach jeszcze nie byłem - żartował.

Czeski skoczek zakończył ten sezon na 28. miejscu w klasyfikacji generalnej PŚ i, jak sam ocenia, nie była to dla niego zła zima:

- Było kilka dobrych występów. Potem zachorowałem, a choroba powracała. Byłem bardzo zmęczony, to było jak na huśtawce - przyznał Janda.

Zdaniem szkoleniowca czeskiej reprezentacji Janda nie zakończy jeszcze kariery:

- Myślę, że nie zakończy, będzie skakał dalej. Będę szczęśliwy, bo wyniki miał znacznie lepsze niż w poprzednim sezonie. Pomimo że tej zimy chorował, zdobył dużo więcej punktów. Stosunkowo dobrze latał i w Harrachowie. Mamy sześciu chłopaków, a potem jest przepaść. Dla mnie to byłaby strata, gdyby ktoś taki jak Janda zakończył karierę - przyznał David Jiroutek. - Pracujemy z zawodnikami w wieku od 16 do 18 lat i tymi starszymi, ale wciąż jest wiele do zrobienia - dodał.

Czeski szkoleniowiec przyznał, że ten sezon był średni; taki, o którym się zapomina - nie był zły, ale nie był też dla jego podopiecznych specjalnie udany:

- To był rok łowów. Widzieliśmy lepsze lata, kiedy to my byliśmy zdobywcami, a potem inni nas łowili - żartował szkoleniowiec Czechów.

Początek tego sezonu był szczególnie trudny dla ekipy naszych południowych sąsiadów. W drużynie brakowało Romana Koudelki, który powrócił do rywalizacji podczas zawodów w Polsce. Od tego czasu Czesi notowali coraz lepsze wyniki:

- On jest człowiekiem, którego brakowało w zespole nie tylko ze względu na wyniki, ale i jako osoby. On jest granatem, mieszanką wybuchową, która pobudza i buduje zespół. Kiedy wrócił, wszystko się poprawiło - stwierdził Jiroutek.

Szkoleniowiec przyznał, że największe nadzieje mieli na mistrzostwach świata w lotach, które rozgrywane były w Harrachowie. Niestety - Czesi nie mogli powalczyć o medal w konkursie drużynowym z powodu warunków atmosferycznych:

- Wszyscy czuliśmy, że medal jest w zasięgu ręki. Pierwszy raz widziałem, że naprawdę wierzą, a nie tylko się oszukują - stwierdził.