Wydaje się, że Piotr Żyła największe problemy z formą ma już za sobą. Podczas dzisiejszego konkursu drużynowego Polak skakał znakomicie - od dziś jest rekordzistą Bloudkovej Velikanki...
Pierwsza seria obfitowała w dalekie skoki. Najpierw rekord obiektu poprawił Tom Hilde (138,5 m), po minucie jeszcze lepszy wynik uzyskał Żyła (141 m). Nieskuteczną próbę poprawienia tej odległości podjął jeszcze Marinus Kraus - Niemiec podparł jednak skok, w związku z czym rezultat 141,5 metra nie może zostać uznany za rekord.

- W końcówce skoku trzeba było trochę odpuścić, żeby go ustać. Spadałem z bardzo wysoka i nie wiedziałem, czy mam zrobić telemark. Przy takich skokach nie ma czasu myśleć - wybrałem bezpieczny wariant, czyli lądowanie na obie nogi. Gdyby to był konkurs indywidualny, to bym się nie "pierniczył", najwyżej bym wylądował na głowie - tłumaczył w swoim stylu Żyła. - W konkursie drużynowym ląduje się bezpiecznie.

Żyła ponownie stał się mocnym punktem polskiego zespołu. W finale nie poleciał już tak daleko, ale w panujących wtedy warunkach spisał się naprawdę przyzwoicie:

- Po rekordowym skoku trzeba było ochłonąć, bo przede mną była jeszcze druga próba. Ten skok też był fajny, choć oddany w trochę gorszych warunkach - przyznał. - Do tej pory konkursy drużynowe nie wychodziły nam tak, jak byśmy chcieli. Mi nie wyszedł pierwszy skok na igrzyskach... - przypomniał.

Najgorsze już chyba za Piotrem. Na koniec zimy znowu odzyskał niezłą dyspozycję, a przygotowania do Pucharu Świata 2014/2015 rozpocznie z optymizmem:

- Sezon był długi, były chwilie gorsze i lepsze. Na koniec udało się oddać fajny skok, przyjemnie się leciało. Frajda była ogromna! - dodał.

Oprócz Żyły świetnie spisywał się też Maciej Kot, który - jako jedyny w naszym zespole - dwukrotnie doleciał przynajmniej do 130 metra. Po skokach Kota i Żyły w obu seriach wychodziliśmy na drugie miejsce.

- Nasz plan się sprawdził - najpierw mocne uderzenie, później jeszcze "dopierniczyć" i potem trzymamy wynik - objaśnił taktykę Żyła.